Film McQueena podejmuje wazka kwestie niewolnictwa, meczenstwa czarnoskorych, szkoda tylko,
ze jego fabula jest do bolu przewidywalna. Elementarna wiedza historyczna wystarczy nam, aby...
wynudzic sie na ponad 2 godzinnym seansie. Z perspektywy amerykanskiego widza "Zniewolony"
moze byc obrazem tego typu jak "Katyn" - dla Polakow. Moim zdaniem oba filmy sa przeceniane, co
nie umniejsza ich donioslego, ponadczasowego przekazu.
Skoro historia jest prawdziwa to mamy powiedzieć, że życie (i jego 'fabuła') jest przewidywalne?
Zycie gl. bohatera jest egzemplifikacja losu wielu innych niewolnikow. Wiesz cos na ten temat, to wiesz wszystko o tym filmie. Rzemieslnicza robota, nic wiecej.
Nie do końca, bo obok losów gł. bohatera i, ogólniej, obok ukazania samego cierpienia niewoników mamy tu też pokazane inne, mniej eksploatowane, "twarze" niewolnictwa: mamy niewolnicę, którą właściciel poślubił, mamy białego zmuszonego (długami) do pracy razem z niewolnikami, wreszcie mamy skomplikowaną relację między okrutnym właścicielem i jedną z niewolnic - chyba najmocniejszy punkt scenariusza. I jeszcze kilka takich pobocznych wątków... Nie pamiętam bym w innych filmach widział takie rzeczy.
Zwiazek niewolnicy z bialym to nic nowego (vide: Dumas), a niewole za dlugi to zdaje sie stosowano co najmniej 2 tys. lat przed upowszechnieniem niewolnictwa w USA. Historia bialego niewolnictwa tez ma swoja literature.
Inna sprawa czy kino do tej pory poruszalo te kwestie.
Mnie właśnie chodzi o kino, szczególnie kino amerykańskie. Nie pamiętam podobnych motywów.
Kolejna sprawa: ten film to jednak nie tylko fabuła. Ja doceniłem tu zwłaszcza "nieamerykańskość" narracji. Nie ma w tym filmie, tak powszechnego w podobnych dziełach, patosu, nie ma ani uładniania, ani sztucznego udramatyzowywania (wystarczy porównać np. z "Amistad"). Jest realizm; IMO widać, że reżyser jest Europejczykiem. To się chwali.
Mam nieodparte wrazenie, ze "Zniewolony" jest filmem "na raz". Moze dlatego, ze nie sklonil mnie do szczegolnej refleksji.