Dobry film, ciekawy, ale nie wywarł na mnie jakiegoś większego wrażenia. Kilka razy w czasie jego trwania zastanawiałam się, co ja bym zrobiła na miejscu tych niewolników i dziwi mnie, że oni się nie buntowali, nie zjednoczyli przeciwko "swojemu panu", nie próbowali wspólnie uciec... Zastanawiało mnie też zachowanie Solomona już pod sam koniec, kiedy sir kazał mu chłostać Patsey i on po prostu to zrobił, bez żadnego ale (swoją drogą wg mnie to najmocniejsza scena tego filmu). Przykro się na to patrzyło. Cały film oceniam pozytywnie, podobał mi się. 7/10
Może nie dosłyszałaś, ale Epps powiedział, że jeśli Solomon tego nie zrobi, to wyrżnie wszystkich niewolników z plantacji. Może to "wszystkich" było czczą pogróżką, ale na pewno byłby zdolny, żeby powystrzelać kilkoro obecnych, a część kazać zabić np. rządcy. Solomon miał do wyboru: wychłostać Patsy albo zgrywać bohatera i przyczynić się do śmierci niewinnych ludzi.
Ale on nawet nie próbował się sprzeciwić, przeciwstawić, zbuntować resztę niewolników przeciwko ich "panu".
Z całym szacunkiem ale masz bardzo małe pojęcie o sytuacji w jakiej byli ówcześni niewolnicy. Piszesz o buncie, próbie ucieczki itd. a ja zapytam dokąd mieli oni uciekać? Stany zjednoczone to ogromny teren a w tamtych czasach nawet na północy czarni nie cieszyli się jakimś specjalnym uwielbieniem tłumów, a co dopiero mówić o południu na którym się znajdowali. Mylisz się też twierdząc, że niewolnicy nie uciekali, albo nie wszczynali buntów. Robili to i prawie za każdym razem zawisali na drzewach. Trzeba tu też zaznaczyć że zgodnie z ówczesnym prawem właściciel mógł zrobić ze swoim niewolnikiem co mu się żywnie podobało. Były stany które miały nieco bardziej chroniące czarnych prawo, ale powiedźmy sobie szczerze, w społeczeństwie było na to przyzwolenie i prawo niewiele tu zmieniało. W związku z powyższym niewolnik mógł albo podkulić ogon i znosić trudy pracy i fakt bycia niewolnikiem z całym idącym za tym "inwentarzem" i żyć, albo zgrywać bohatera i zawisnąć na pierwszym lepszym drzewie. Pamiętajmy też, że nie wszyscy plantatorzy byli okrutni wobec swoich niewolników. Czarny niewolnik w tamtych czasach był bardzo drogi i trzeba było za niego wyłożyć małą fortunę, co sprawiało że stać było na nich tylko tych najbardziej zamożnych. Dlatego też z reguły traktowano ich jako długoterminową inwestycję i jak to bywa z takimi inwestycjami trzeba było o nią dbać.
Chcesz mi powiedzieć, że gdyby ktoś (jakiś Twój zwierzchnik - np. pracodawca) powiedział Ci, że masz wychłostać kobietę-swoją koleżankę/sąsiadkę/siostrę, to bez zastanowienia wziąłbyś bicz/pejcz i bił ją bez opamiętania, aż ta straci przytomność z bólu i z powodu odniesionych obrażeń? Tylko dlatego, że tak jest i tak ma być?
I tak-wolałabym być "bohaterem" i zawisnąć na drzewie niż biczować swoich bliskich.
I z całym szacunkiem - nie praw mi wywodów o historii, bo gdyby nie tacy właśnie bohaterowie, którzy jednak umieli się zjednoczyć i zbuntować i walczyć o swoje prawa, to dzisiaj nie byłoby Polski, bo nadal byłaby pod zaborami.
Bez komentarza. Mam tylko nadzieję że 86 w twoim nicku to nie jest faktycznie twój rocznik, bo aż wstyd.
Nie widzisz jednej podstawowej różnicy: niewolnicy nie pracowali u panów, oni byli ich własnością. Nie porównuj tego do sytuacji pracodawca-pracownik, bo to coś zupełnie innego.
Nie? A oglądałaś dokładnie film?
Za złe spojrzenie chłostano niewolników, to pomyśl.... co by było gdyby ktoś chciał się zbuntować?
Dalej już podpisuję się pod wypowiedzią demola.
Zgadzam się z Twoimi uwagami. Film jest ważny i porusza trudny temat ale uważam, że nie było w nim nic specjalnie porywającego. Nie zmienia to faktu że całość generalnie mi się podobała. Nie przyznałbym jednak dwóch Oscarów - za najlepszy film i za rolę drugoplanową. Lubię Lupitę ale uważam tę nagrodę za niesprawiedliwą - ta aktorka zagrała chyba nawet nie w 1/3 filmu, jej rolę nazwałbym może "trzecioplanową". Owszem, zagrała bardzo fajnie ale też moim zdaniem za bardzo się tutaj nie nagrała. Było w "Zniewolonym" wielu innych aktorów i wiele aktorek, które zagrały na podobnym poziomie i w podobnym (co do długości) fragmencie filmu. Uwagi mam też odnośnie muzyki - wg. mnie muzyka była słaba, taka nijaka, uniwersalna, sztucznie wzniosła. Ta muzyka pasowałaby właściwie do każdego dramatu, bez względu na jego tematykę. Nic jej nie wyróżniało, cały czas miałem wrażenie, jakbym już gdzieś tę muzykę słyszał, w jakimś innym filmie.
Odnośnie samego niewolnictwa i rasizmu - takie zjawiska od zawsze mnie przerażały. Niestety, mimo znacznych zmian, nie wszyscy, także w Polsce, uważają rasizm za coś złego. Owszem, zdecydowana większość potępia to zjawisko, ale nie wszyscy. Jestem studentem i znam aż SIEDEM osób (również studentów), którzy są otwartymi rasistami. Nie akceptują czarnych dla zasady, uważają ich za "podludzi" i istoty bezrozumne, tłumaczą to jakimiś "argumentami", "faktami"... Jeżeli w XXI wieku, w środkowoeuropejskim, cywilizowanym na pierwszy rzut oka kraju niektórzy reprezentanci potencjalnych przyszłych elit intelektualnych wyznają takie poglądy to ja nie wiem, co mam o tym myśleć... Pozostaje załamać ręce.