Filmy po latach tracą swój blask, swoją wymowę, dla teraźniejszego odbiorcy staja się nie zrozumiałe, przegięte, głupie. Po części i tak jest z tym filmem.
„Znikający punkt” fabułę ma powiedzmy sobie szczerze umowna, dopatrywać się sensu należy w poszczególnych scenach. Wiadomo trudniej zrozumieć te odwołania, żyjemy w Polsce, żyjemy przeszło 40 lat później. U nas w latach 60 i 70 nie było tak jak w USA, mieliśmy i mamy całkiem inne problemy etc. etc.
Dla jednych film opowiadał będzie o samochodach, ćpaniu a dla drugich o ucieczce od otaczającej rzeczywistości. Kowalski niespokojna dusza, która nie potrafi znaleźć swojego miejsca jako odzwierciedlenie amerykańskiego społeczeństwa z przełomu lat 60 i 70. Jedni chcą interpretować inni nie. Ja sam nie wiem, trudno mi się utożsamiać z problemami ameryki lat 60 i 70, co nieco rozumiem. Jednak nie wszystko do mnie trafia m.in. przez różnice kulturowe.
Ale film nawet bez tych metafor broni się klimatem, muzyka, no i challengerem ;).
7/10