Pierwszy raz po filmie, poczułam co to może naprawdę oznaczać. Jak dobrze, że nie Amerykanie robili ten film, bo wyszła by z tego sentymentalna papka. Jestem zachwycona, nauczył mnie jak dawać drugą szansę ludziom. Nauczył, że czas przynosi często zadośćuczynienie i ,że mimo szerokopasmowego ateizmu z Skandynawii, ludzie żyjący tam chcą oglądać filmy o Bogu(albo o Bogu ale nie dosłownie). Polecam ten film każdemu, a jeśli komuś się nie podobał to jego sprawa, bo każdy odbiera inaczej i wyciąga co innego. ARCYDZIEŁO!
W 100% się z Tobą zgadzam. Film jest rewelacyjny, głęboka analiza sprawcy i ofiary, jak ktoś gdzieś napisał. Później rolę się odwracają. Nie ma bezmyślnego happy endu made in Hollywood, a wychodzi szorstkość kina skandynawskiego. Rodzi się też nadzieja, dlatego przesłanie jest w pełni uniwersalne i nie tak trudne do zaakceptowania przez laicką północ. Oglądałem kilka filmów rodem ze Skandynawii. Tam filmy "kopią" - poziom kina w Skandynawii jest podobny do stopy życiowej. Światowa czołówka i chyba jedynie filmy z Finlandii się wyłamują, albo ja trafiam na same gnioty. Duńczycy mają swojego "Pushera" i choćby "Zielonych Rzeźników", Szwedzi mają "Zło" oraz "Jak w niebie" i do tego masa koprodukcji jak choćby "Księga Diny".