Owszem, efekty są może i znośne (jak na niski budżet), z lekka zaskakuje też na plus spora liczba statystów, ale cała reszta to dno. I już nie mówię o słabym - choć nie tragicznym - aktorstwie czy o lichych zdjęciach. Mówię o tym, że ten film jest literalnie o niczym. Dialogi są puste i równie dobrze mogłoby ich nie być, bo nie budują żadnej sensownej psychologii postaci, nie dają żadnych konkretnych informacji ani nie posuwają akcji naprzód, geneza plagi jest wściekle umowna (ot, bo jakiś facet w czapeczce podłożył w Londynie plecak i go zdetonował), a cała akcja to próby wydostania się z opanowanego przez zombie szpitala przez garstkę krewnych i personelu. Do wydostania się, co następuje góra na kwadrans przed napisami końcowymi, dożywają dwie osoby. A po wydostaniu się - ojoj, uwaga, spojler - kobieta dociera najpierw na farmę, gdzie przez moment dyskutuje z (zagryzionym wkrótce) farmerem, a potem do Londynu, naturalnie opanowanego przez zombie.
Film kompletnie pusty, bez najmniejszego ziarenka oryginalności, w dodatku nudny. 1/10