Czytając już sam opis tego filmu, powinny włączyć się nam następujące lampki: czerwona - ''Stop! Nie wchodzę'', żółta - ''Wchodzę na własne ryzyko'' i wiadome, że zielona - ''Wiem co mnie czeka i na to liczę''. Ja wprawdzie tak absurdalne kino klasy Z raczej omijam z daleka, ale żeby nie było, że jest mi ono zupełnie obce (kilka filmów z gatunku komedia - horror widziałem), od święta i na nie się skuszę.
Tym razem padło na bobry (ehh, czego to ludzie nie wymyślą), które w kontakcie z chemikaliami uległy malutkiemu zmodyfikowaniu i przeistoczyły się w krwiożercze zombie. Chryste panie, jak to w ogóle brzmi....
Oczywiście cóż po samych zombie bobrach, gdy wokół tylko stary niedźwiedź i niewinne drobne zwierzątka. Standardowo na łono natury muszą przybyć ludziska. I przybywają. Trzy Afrodyty, co jedna to lepsza w sensie myślenia tylko o pukaniu. Weekend samotności w ciszy i spokoju nad Jeziorem Marzeń (bleee) czas zacząć. No i się zaczyna. Dalszy ciąg jest wiadomy do przewidzenia, ale to nie o to przecież w tym wszystkim chodzi.
Cóż więcej można napisać. Wiedziałem na co się pisze, w życiu nie dałbym wyższej oceny niż 4/10, ale nie dostałem tu niczego nawet na tyle.
Zastanawiałem się, czy rzeczywiście śmiać się z tego filmu, czy po prostu przebrnąć przez niego i zamknąć temat. Nawet nie postarano się o lepsze wykonanie.
To, że film sam w sobie miał być mega absurdalny, zupełnie nie na poważnie (norma) i dla ludzi ze sporym dystansem do tego rodzaju rzeczy, nie oznaczać musi, że miał być tak skopany. Kukiełkowe bobry może kogoś i bawią, ale tak prawdę mówiąc, jest to śmiech z politowania. Dla mnie największą komedią jest to, że ktoś w ogóle takie coś wydał na świat.
Od 60 minuty zupełnie wszystko się posypało i ostatecznie pozostało u mnie na ocenie 2/10.
Ten stopień jest za dystans Kaplanów i Rubina do tego co tworzą (Jon i Al Kaplanowie mają jak widzę na swoim koncie nie lada perełki), za dosłownie kilka ciętych tekstów, zwłaszcza padających wśród dziewcząt, gdy jeszcze są same, za piersi Zoe (Cortney Palm), za dwóch kolesi i ich rozmowę na początku filmu i za ostatnią scenę, która rozwala system. Fanów tego rodzaju rozrywki z góry przepraszam jeżeli ich tu czymś uraziłem. Chyba się będę trzymał z dala od takiego kina, ale to dobrze, że i takie powstaje. Odmóżdża jak cholera.