Rodrigo Plá nie ma zbyt dobrej opinii o ludziach. Dość dosłownie przyjmuje powiedzenie homo homini lupus est. Choć nie, ludzie w "Zonie" nie są wilkami, to bydło, które działa stadnie, irracjonalnie, zdenerwowane przechodzi na funkcję instynktu grupowego, który nieodmiennie każe pogrążać im się w brutalności. Uciekając przed nią, dobrowolnie zamykając się w getcie, ulegają złudnemu poczuciu bezpieczeństwa. Jednak przemoc, brutalna, irracjonalna niczym błoto przyniesione ze ścieków na butach, wnoszone jest przez nich do ich cieplutkich, milutkich domów. I wszystko pięknie, jednak Plá zbyt prostym kluczem dobrał sobie bohaterów, co czyni "Zonę" jedynie dalekim echem dystonii XX wieku. Zbyt przewidywalny i za mało odkrywczy robi niejakie wrażenie jedynie dzięki konsekwencji w narracji, która pozwala utrzymać iluzję ważnego przekazu społecznego. "Zona" ma swoją wartość, lecz mniejszą niż można by sądzić po liczbie nagród i wyróżnień.