Film jest po prostu denny. Trzeba mieć naprawdę małe wymagania, żeby się nim zachwycać. Straszliwi krwiożerczy bogacze, skorumpowana policja, biedni natomiast są brudni (nie mają dostępu do wody?), odrażający, ale niewinni i o szlachetnych, gołębich sercach. Wszystko to razem nie trzyma się kupy. Marniutka fabułka, przewidywalna w każdym ujęciu. Bogaci wyglądają, jakby ubierali się w polskich szmateksach, choć w domach mają filiżanki Rosenthala. Papierowe postaci nie budzące uczuć. Żenada.
A teraz kupą Mościpanowie, przewiduję atak wielbicieli kina moralnego i niemoralnego niepokoju na moją wypowiedź.