I znowu mamy film rozgrywający się na pograniczu jawy i snu. Forster po udanym Marzycielu i wyprawie do Nibylandii tym razem podążył w stronę filozofii empiryków i możliwości empirycznego poznania świata, problematyki, którą w kinie kilka lat temu rozpoczęły takie filmy jak 12 małp, 13 piętro, Otwórz oczy czy słynny Matrix.
Film ma skomplikowaną strukturę i narrację podkreślając senny charakter świata przedstawionego. Zostań jest filmem frapującym i zmuszającym do myślenia, ale niestety czegoś w nim brakuje. Nie jest pozbawiony wad. Film jest wtórny w wielu rozwiązaniach, momentami niezbyt udanie naśladuje klimat filmów Lyncha. Słabo zagrał Ewan McGregor. Przez cały film ma jeden wyraz twarzy… Pewne rzeczy w filmie są zbyt przewidywalne. Od początku wiadomo, ze coś jest nie tak z rzeczywistością np. buty, które nosi McGregor i przykuse spodnie…Toż to ubranie rodem zdjęte z jakiegoś dzieciaka! Od razu da się zauważyć, ze ten świat jest wykreowany…
Największa siła tego filmu to Ryan Gossling. Jego rola podobnie jak w Fanatyku zagarnia cały film. Gossling znakomicie sprawdza się w rolach ludzi rozdartych, o niespokojnej duszy, walczących ze skrajnościami. Wielki aktor, szkoda, ze tak mało wykorzystywany w kinie. To, co mnie zaskoczyło to fakt, że Nami Watts gra całkiem nieźle.
Cytując postać artysty z filmu: Ludzka klęska potrafi być tragicznie piękna. I tak właśnie jest z tym filmem. Pomimo, że jest niezbyt udany, to jednak pozostaje filmem ciekawym o
niespełnionych możliwościach.
Właściwie mam jeszcze pytanie o zakończenie – bo to najciekawsza część filmu. Jak należy je interpretować według was? Według mnie Henry na chwilę przed śmiercią w rzeczywistości alternatywnej, w której w cle nie zginął w wypadku. Jednak coś pcha go w tej rzeczywistości do śmierci, choć on sam nie wie co. Gdy strzela sobie w głowę w alternatywnej rzeczywistości, przenosi się do tej prawdziwego świata, w którym umiera na moście w wypadku samochodowym. Tylko czy aby ta rzeczywistość jest naprawdę prawdziwa?
Napiszcie jak wy rozumiecie zakończenie.
ja oglądne ten film jeszcze raz i dopiero się wypowiem
ale film jak najbardziej podobał mi sie
Nie wiem czy rozumiem, ale wydaje mi się, że nie tyle był w tej rzeczywistości alternatywnej, co ona istnieje gdzieś obok i trochę się miesza z tą 'prawdziwą' i zakrzywia ją. Po śmierci Henry'ego Sam miał jakiś przebłysk stamtąd, coś jakby już znał Lilę. Tak, jak napisałam, nie wiem czy rozumiem i pewnie każdy rozumie inaczej, ciekawe jak rozumie reżyser :)
A moze rezyser proboje pokazac dwa swiaty ktore mmoze sa nie idealnie rownolegle.. ktore wspomagaja sie czasem poprzez bardziej zaczace momenty w zyciu... nie sadzicie...?
Jak dla mnie cała historia jest "snem" Henry'ego, który w momencie wypadku wymyśla sobie aletrnatywny świat, w którym jest w zasadzie bogiem. Na koniec wracamy do rzeczywistości, czyli na most.
Potem pojawia się wątek magiczny, czyli przeniknięcie przebłysków ze "snu" do świadomości lekarza próbującego ratować życie chłopaka, które to przebłyski sprawiają, że mcgregor umawia się na kawę z watts.
Potraktowałem je jako coś w rodzaju daru od Henry'ego, który miałby zbudować nową miłość, rekompensując tę tragicznie zakończoną i może też naprawić jego błąd strachu przed oświadczynami. Stąd i wzruszony się dosyć poczułem w momencie przebłysków owych ;)
Właśnie skończyłem oglądać i zaglądam tutaj, żeby się dowiedzieć, o co chodziło w filmie. Uważnie oglądałem cały film, ale mam kocioł w głowie. Film OK, ale drugi raz swojego mózgu nie będę katował...
- "Forster po udanym Marzycielu i wyprawie do Nibylandii tym razem podążył w stronę filozofii empiryków i możliwości empirycznego poznania świata, problematyki, którą w kinie kilka lat temu rozpoczęły takie filmy jak 12 małp, 13 piętro, Otwórz oczy czy słynny Matrix."
Z tym się nie zgodzę. Te filmy na pewno nie rozpoczęły tej tematyki w kinie. Już lepiej wspomnieć o "Drabinie Jakubowa" bo nie dość, że to film starszy od wyżej wymienionych to jest bardzo, bardzo podobny do "Zostań".
Nie widzę w tym filmie żadnej alternatywnej rzeczywistości, raczej świat stworzony w głowie umierającego człowieka, w którym główne role przydzielił rodzinie i gapiom na miejscu wypadku.
Cała historia - to, że Henry postanawia umrzeć w sobotę o północy i to, że psychiatra i jego dziewczyna usiłują mu pomóc, .. wszystko to jest przebłyskiem, jego wizją tuż przed śmiercią, bardzo dziwnym snem "wymyślonym" na skutek doznanego w wypadku urazu.
Zwróćcie uwagę, że głównymi bohaterami jego "snu" są lekarz i pielęgniarka, którzy starają się udzielić pierwszej pomocy (są najbliżej, gdy Henry umiera). Świadkowie wypadku na moście pojawiają się wielokrotnie w jego wizji (np. chłopiec z matką, facet z metra, który później jest księgarzem) i odgrywają w nim różne role. W swoim śnie, Henry, trochę za pośrednictwem Henry'ego-psychiatry żegna się i prosi o wybaczenie matkę, ojca i niedoszłą narzeczoną (wie, że oni już nie żyją).
Henry budzi się z tego snu i umiera na moście. A może, umierając, budzi się z kolejnego snu...?
Niesamowity film!
No wlasnie, tez caly czas myslalam, ze umarl, poniewa w swiecie " pomiedzy " strzela sobie w glowe. ale w sumie na koncu nie zamykaja mu tego worka, tylko twarz jest ciagle widoczna, tak jakby byl w stanie spiaczki i podobno mialo byc jeszcze jedno ujecie, kiedy Henry patrzy z gory z mostu na karetke, ale wycieli. Moze bedzie na DVD, Wiec moze pozostal w niewlasciwym swiecie....?
W mojej ocenie film jest świetny. Co do wad to zawsze jakieś się znajdą (czy aby nie za nadto szukasz). Dobrze, że z początku wszystko wydaje się dziwne, ponieważ zmusza to widza do myślenia (a to nikogo jeszcze nie zabiło). Jeżeli chodzi o interpretację, to nie jest ona wybitnie trudna dla tych uważnych, spostrzegawczych, mających również dużą wyobraźnię. Jedyne realne w tym filmie wydarzenie ma miejsce pod koniec jego trwania na moście. Henry wplótł w swój swoisty "półsen" (tj. sen z przebłyskami rzeczywistości- samochód, głosy spisane na kartkę w gabinecie psychiatry...) osoby będące na moście, także lekarza próbującego uratować mu życie i pielęgniarkę, którą nota bene myli ze swoją dziewczyną, a wciela w dziewczynę lekarza (swojego psychiatry) w owym "półśnie", pomijając resztę "ekipy":) chłopca z balonem itd. Generalnie film ukazuje potęgę ludzkiej wyobraźni w tym przypadku artysty. Ten półsen jest jego "tunelem ze światłem na końcu", a samobójstwo (o ile tak można to nazwać) momentem kulminacyjnym wyprowadzającego go do rzeczywistości by wydał "ostatnie tchnienie, słowa". Mamy tu też popularny element "retrospekcji" tuż przed śmiercią, kiedy to człowiek ma widzieć całe swoje życie; przypomnijcie sobie scenę w barze z tancerkami. To co najciekawsze (najpiękniejsze) w tym filmie to to, że wbrew pozorom wcale nie jest nierealny, bowiem niezmierna jest potęga ludzkiej wyobraźni. Jedynie dziwny dość niemożliwy jest wpływ snu na jawie w wykonaniu Henry'ego na lekarza i pielęgniarkę, ale może to mi się tylko wydawało. Może zrobimy konkurs na najlepszą interpretację :) pozdrawiam, czekam na opinie.
Pomysł z alternatywną rzeczywistością nie jest idiotyczny... najpierw Henry strzela sobie w głowę na moście, a potem jest wypadek na moście. Most, most i jeszcze raz most, który jest tutaj jako coś łączącego dwa światy. A scena z fortepianem - pierwsza - należała do pierwszego wymiaru, natomiast druga do drugiego. A to że wyglądały identycznie to tylko zbieg okoliczności. Wszak mogą się wydarzyć rzeczy, które są takie same w naszym świecie jak i w tym równoległym. Albo nawet inaczej: to było deja vu, czyli coś jak kot w matriksie - nawiązanie do sztucznego świata, wktórym my żyjemy (albo on jest w nas). Film jest bardzo zagmatfany i jak dla mnie jest w tej kwesti na równi z czarnobiałym Pi.
P.S. A może reżyser nakręcił coś, co miało z góry być bez sensu, aby ludzie tacy jak my wymyslali, co to miało być i o co chodziło, a teraz przegląda nesze posty i nie może wytrzymać ze śmiechu :)).
Jestem świeżo po obejrzeniu filmu, oczywiście mam mętlik w głowie:)
Czytam opinie dot. zakończenia czy rozumienia filmu w ogóle,
i zastanawia mnie jedna rzecz: niemal wszyscy forumowicze koncentują się
na postaci i przeżyciach Henry'ego i tutaj szukają klucza do poznania całej tajemnicy; a ja pytam - co z Samem??? Tzn. trudno mi uwierzyć, że jest on tylko wytworem umierającego mózgu. Wydaje mi się to niemożliwe: jest za bardzo złożonym bohaterem (dość skomplikowane relacje z dziewczyną, która miała problemy i chciała się zabić, itd.), a jego poszukiwania, usiłowanie rozwiązania tej sprawy przeradzają się w pewnym momencie w jakieś schizofreniczne wizje. Więc nieśmiało wysnuwam teorię: a może to wszystko jest chorym widzeniem Sama, który cierpi np. na schizofrenię i w jego umysle zlewają się w jedno mgliste wspomnienia z przeszłości oraz twory chorego mózgu?
Może był kiedyś lekarzem psychiatrą, który nie uratował jakiegoś pacjenta
(lub wręcz nie uratował swojej ukochanej i ona tak naprawdę nie żyje...wiecie, te słowa "forgive me"),a teraz dręczą go wyrzuty sumienia i choroba, i projektuje sobie inny bieg wydarzeń?... Kurcze, sama sobie zamotałam teraz, idę spać:)
ja tez własnie obejrzałem, moja wersja była taka że są 2 równoległe wymiary (które są w jakis sposób ze soba powiazane i zdarzenia z jednego maja wpływ na drugi) w jednym henry ginie w wypadku(wraz z nażeczona i rodzicami) a w drugim jego rodzice nie zyją od dłuzszego czasu, śmierć w 1 wymiarze powoduje zmiany w jego psychice w 2 wymiarze, wydaje mu sie ze to on jest odpowiedzialny za smierć swoich rodziców i postanawia sie zabić. oboma wymiarami zadzi jakas nwiwytłumaczalna siła która ciagnie go (w 2 wymairze) do osób które były obecne podczas jego smierci w 1 wymiarze, m.in. do narzeczonej ktora w 2 wymairze jest mu obca , ale mówi samowi ze czuła sie w jego obecnosci tak jakby go znała bardzo długo... ale po przeczytaniu wczesniejszych postów sam juz nie wiem, mysle ze mozna to interpretować na bardzo wiele sposobów, w kazdej interpretacji jest jakas racja, zaraz mi głowa wybuchnie... sam juz nie wiem , jestem ciekaw jak widział to sam rezyser
Kluczem do zrozumienia przeslania jest IMO przeplatanie sie postaci Sama i Henriego w owym wyimaginowanym swiecie (pol-snie) Henriego, tuz przed jego smiercia. Moze to byc wynikiem emocjonalnego kontaktu w chwili udzielania pomocy. Efektem tego jest jakby przekazanie czastki Henriego, badz tez jego doswiadczen i uczucia milosci [do swojej dziewczyny] wlasnie Samowi (ow przeblysk, po ktorym zaprosil ta pielegniarke na kawe). Henry na koncu wyobrazil sobie ja jako swoja dziewczyna i spytal ja o reke (z czym zwlekal wczesniej), tak wiec jego milosc niejako przeszla na Sama. Juz sam tytul filmu: "Stay" moglby to potwierdzac, gdyz wlasnie Henry posluchal Sama i tej dziewczyny i mimo ze umarl fizycznie - w jakis sposob pozostal. Ten ogromny przekaz milosci, to co w kruchym czasem zyciu, jest najwazniejsze, zostal tez w duzej mierze osiagniety dzieki formie (np. zdjecia i muzyka na koncu podczas napisow). Wiec nie zapominajmy, ze sama fabula to polowa sukcesu, niektore rzeczy rozumie sie intuicyjnie, w czym wlasnie bardzo pomaga forma. Tak to widze na dzien dzisiejszy, ale z pewnoscia jeszcze nie raz obejrze ten film i znajde cos nowego. Film jest tego warty.