To tytuł, który mocno zaskakuje. Szczególnie, jeśli zna się pierwsze dzieło twórcy. Z początku wydaje się, iż to obraz zupełnie inny, szokujący brutalnością i lekko rozczarowujący nierealnością scenariusza. A jednak z czasem, który mija od seansu, podobieństw jakby coraz więcej.
Główne postacie Ford wyciągnął z książki, podobnie jak w przypadku "A Single Man", i w ten sam sposób wybiera zaledwie migawki z ich życia, aby w możliwie najbardziej oszczędny (a jednocześnie przemawiający do widza sposób) zobrazować relacje między nimi.
Najważniejszym elementem jest oczywiście powieść w powieści, która tak naprawdę jest przecież fikcją (wiele sytuacji jest celowo przerysowanych, mają denerwować nie tylko widza, ale przede wszystkim samą Susan). A przecież śledząc fabułę nie wiemy czy sam Edward rzeczywiście jest podobny do Tony'ego z powieści, bo ani razu nie spotykamy go w czasie rzeczywistym z Susan, a w jej wspomnieniach też nie widać tej jego rzekomej "słabości".
Wreszcie - to także film o samotności, choć innej. Nie tej na którą nie ma się wpływu, a tej, która pojawia się z wyboru. "Nocturnal Animals" niewiele gorsze od debiutu Forda, choć mniej bezpośrednie i być może... nieco trudniejsze w odbiorze ;-)