Jak to jest, że nominacje do ról męskich zarówno pierwszo jak i drugoplanowych są w tym roku dużo bardziej zacięte, a i tak można by się przyczepić że nie ma nominacji np. dla di Caprio za Django, Hopkinsa za Hitchcocka czy Hawkesa za Sesje, w opozycji do nominacji do ról żeńskich, gdzie (jak dla mnie) Naomi Watts, Quvenzhané Wallis, Sally Field albo Jacki Weaver to zwykłe "zapełniacze miejsca". Nie ma już dobrych aktorek, czy co?