Od czasu Incepcji (włącznie) zaczął się zjazd Nolana po równi pochyłej, najwyraźniej odkrył, że wystarczy odpowiednia doza fajerwerków a przytłaczająca liczba widzów łyknie niezauważalnie każdy banał w scenariuszu pozbawiony elementarnej logiki a film okaże się kolejnym sukcesem. I nie, nie mówię tu o braku logiki w znaczeniu gatunkowym, w science fiction czy surrealizmie, chodzi tu o elementarny brak logiki kiedy Nolan gubi się w połowie filmu w swoim własnym scenariuszu i musi ratować się błędem, który maskuje coraz większym pif! paf! tratam! na ekranie. Polecam obejrzeć ponownie Incepcję podążając konceptem myślowym tam zawartym a nawet średnio rozgarnięta osoba zorientuje się, że film od połowy staje się nolanowską wydmuszką pozbawioną sensu.