Day-Lewis słaby jest. Aktor ma grać, a nie siedzieć w domu przez 5 lat i prać brudne skarpetki. Nicholson wciąż the best. Nigdy nie było lepszego aktora z trzema Oscarami niż Nicholson i nigdy nie będzie. Jest tylko Nicholson, który nie grał w patetycznych gówienkach faceta ze sztuczną brodą. Zagrał za to u Antonioniego w "Zawód: reporter".
Tak, aktor powinien brać przykład z dwóch znanych wszystkim dziadków i grać w pięciu filmach każdego roku, o których poziomie lepiej się nie wypowiadać :)
"Jest tylko Nicholson, który nie grał w patetycznych gówienkach faceta ze sztuczną brodą."
Bawił się za to świetnie w komedii z Adamem Salndlerem i w gówienku Burtona o kosmitach. Nie wiedziałem, że poziom filmu jest wyznacznikiem aktorstwa.
Nie zapominaj, że Day-Lewis ma na swoim koncie tak "obezwładniające arcydzieła", jak: "Bokser", "Nine - Dziewięć" oraz patetyczne gówno pseudo-historyczne, "Ostatni Mohikanin".
Nicholson był wzorem, buntownikiem, aktorem, który swoją grą zmieniał dekady w kinie i całe pokolenia widzów. Daniel, to żadna legenda. I te mity z nim związane, że siedzi pół roku w dzikim lesie studiując rolę, albo że na scenie ujrzał ducha własnego ojca. Powoli wyrasta na takiego MJ aktorstwa. A tymczasem Nicholson posuwa panienki w zaułkach śmietnika i jest cool aktorem. Zawsze był najbardziej luzackim aktorem na tej planecie. I przy okazji, najwybitniejszym.
Wiem, co Day-Lewis ma na koncie, ale nawet w tych "obezwładniających arcydziełach" jak "Bokser" (tylko zobacz kto ten film reżyseruje, dziwne byłoby żeby odmówił) czy "Nine - Dziewięć" (ciekawe czy któryś z aktorów nie chciałby tej roli) zdecydowanie się wyróżniał a jedynym potknięciem (dla mnie przynajmniej) jest właśnie "Ostatni Mohikanin".
Ja nic nie ujmuje Nicholsonowi. Prawdopodobnie jest najwybitniejszy. Ale w tej chwili go nie ma i nie wiadomo czy będzie. Jest Day-Lewis i nie interesuje mnie w jaki sposób przygotowywuje się do roli tylko to co widzę na ekranie. Fiennes nie trafia z rolami, a może nie chce, Phoenix gra raz na sto lat, Hoffman też od dawna nie zagrał czegoś co na dłużej wbiłoby się w pamięć ("Mistrza" nie widziałem), wiec obecnie zostaje już tylko on. No i może Bardem. Tylko to, co różni go od nich wszystkich to właśnie dokładne dobieranie ról, gra raz na jakiś czas, przez co każda następna kreacja wzbudza zaciekawienie i wszyscy zastanawiają się tylko "czy on znowu to zrobił?". A z tym, że "aktor ma grać, nie siedziec" - przecież to samo można byłoby powiedzieć o Kubricku, który zbyt często nie kręcił, tylko że jak już coś zrobił to wszyscy się zachwycali.
Nicholson może już nie grać. Jest legendarny. Fiennes potwornie się zeszmacił w doborze filmów, a do tego uwikłany został z własnej woli w Bondy. "Mistrza" nie oglądałem, ale wiem, że PTA genialnie prowadzi swoich aktorów, więc przypuszczam, że Hoffman na 90% jest w tym filmie niesamowity. Bardem uratował ostatniego "Bonda", to dzięki jego grze byłem w stanie dotrwać do końca seansu. Jakim cudem nie został nominowany?
Day-Lewis jest wielkim aktorem, ale zaczyna mi się nie podobać ta aura na modłę Michaela Jacksona, która powstaje wokół jego osoby. Jest geniuszem, ale kurcze, teraz będą dopiero newsy w stylu: przygotowując się do roli wampira nie spał przez 2 miesiące i pił świeżą krew ;)
Nie mam pojęcia, ale wystarczy poogladać sobie zdjęcia i zobaczyć zwiastuny. Z pierwszego teaseru nie ma co najmniej połowy scen. Obiło mi się o uszy też, że końcówka była kompletnie inna i jej też się pozbyli. No chyba, że to jego widzimisię.
Podobno "Mistrz" jest jak dotąd najtrudniejszym w odbiorze dziełem PTA, ale widzę, że nie miałeś większych problemów i wystawiłeś mocne 9 / 10. Anderson zawsze mierzy wysoko ;)
I pewnie są świetne zdjęcia, kadry dopieszczone do perfekcji. A oskarowej nominacji nie było dla operatora. Olali "Mistrza". Za trudny dla nich, a może należy powiedzieć: niewygodne tematy.
Zdjęcia kapitalne, może to i dobrze, że Elswit wybrał Bourne'a. Greenwood chyba jeszcze lepszy niż w "Aż poleje się krew", ale jego to już drugi raz olali. Williams ma teraz za każdym razem nominacje chyba tylko dlatego, że jest Williamsem.
Nie chyba, tylko na 100%, ponieważ nosi nazwisko Williams. John wypalił się dawno temu. Niby jego muzyka aż tak mocno się nie zmieniła, ale jednak to już nie to samo. Nie ta siła. Ciekawe, bo na płycie wolę muzykę z "Aż poleje się krew". Natomiast muzyka z "Mistrza" brzmi bardzo dobrze, ale czegoś mi brakowało, pewnej dozy geniuszu ze strony Greenwooda. Cóż zobaczę, jak w filmie się sprawuje, bo to jest najważniejszy priorytet dla każdego kompozytora.
Rozwalił mnie Anderson. Pięknie, pięknie. Mówią, że to trudny film. Nie, nie. Fabuła jest niezwykle klarowna. Świetnie zagrane i ogólnie nie widzę większych minusów poza tymi, które wymieniłeś: film jest chyba pocięty. Rzeczywiście pewne ujęcia z trailera całkowicie wypadły.
Nie zapominajmy o Kevinie na którego w tym roku posypie się (prawdopodobnie) grad nagród telewizyjnych za "House of Cards". Może w końcu ktoś zwróci na niego uwagę i wróci na szczyt.
Spacey dziś funkcjonuje gdzieś na uboczu. Nie wiem czy to kino wyrzekło się jego, czy on sam wyrzekł się kina. Zresztą nic nie musi udowadniać. Swoje dla kina zrobił.
Wyrzekł się dla teatru i Lattermana :)
Mam nadzieję że będzie jak z Alem, który też w latach 80 sobie "odpuścił", aby znów powrócić na szczyt.
Dla mnie serial to taki przedłużony do bólu film i niespecjalnie mnie do nich ciągnie, dodatkowo słyszałem, że House of Cards mocno przynudza. Nie wydaje mi się, że tutaj "zwrócenie uwagi" ma coś do rzeczy. Może mu się po prostu już nie chce. Nagrody telewizyjne pozdobywa, ale bądźmy szczerzy, kogo one obchodzą? :) Za takie perełki jak "American Beauty", "Podejrzani" czy "Siedem" należy mu się pomnik w holiłudzie.
Też nie cierpię seriali, ale akurat HoC (chyba głównie za sprawą wiadomo kogo) mi się podoba. Oglądnąłem cztery odcinki i jest całkiem dobrze, choć nie ukrywam, że aby w pełni zrozumieć trzeba się trochę na ustroju polityki amerykańskiej znać. Zawsze możesz sprawdzić pilota i się przekonać czy warto.
A kogo w ogóle nagrody obchodzą? :) Emmy to przecież takie telewizyjne "oscary" i swój prestiż mają.
Na razie woli teatr, ale zarówno całkiem niezłe shorty czy HoC może zwiastują "powrót".
La_Pier, niepotrzebny temat.
Nie ma co porównywać tych dwóch panów, bo mistrzem jest Nicholsonem, Day-Lewis to sprawna aktorzyna, ale nigdy nie osiągnie poziomu Jacka, Pacino czy Brando.
Sukces Daniela polega na sprytnym doborze ról, które są automatycznie nominowane do wielu nagród - Pacino czy Nicholson dostawali nominacje nawet w tych skromnych filmach i nie musieli tam przygryzać sobie warg jak Day-Lewis ("Moja lewa stopa"), nie musieli też krzyczeć i warczeć patetycznie jak w "W imię ojca" czy "Ostatnim Mohikaninie". Ci dwaj panowie po prostu grali. Nie były to role "odważne", to były po prostu role.
Nicholson to niesamowity wirtuoz aktorstwa, ma w sobie wszystko - urok, ale i zabójczość, powagę jak i zwykłą infantylność. Wielki aktor, największy... co tu dużo mówić. Brando, Nicholson, Pacino to wielcy aktorzy. Można dodać jeszcze Hackmana i De Niro i mamy piątkę najlepszych rzemieślników aktorstwa w kinematografii, miejsca dla Day-Lewisa jest trochę dalej... ale nie daleko, bo jednak gra dobrze, ale w moim odczuciu nie na tyle dobrze, by stwierdzać, że mamy do czynienia z jednym z najlepszych.
od kiedy to stałeś się przeciwnikiem Day Lewisa ? Pamiętam jak pisałeś że to najlepszy obecnie aktor na świecie itd .
i jeszcze zgadzasz się z tym tutaj powyżej eliasem odmawiającym wybitności roli w Mojej lewej Stopie , która była jedną z najlepszych kreacji wszech czasów bo nie opierała się jedynie na efekciarskim odgrywaniu symptomów choroby a przede wszystkim na ukazaniu trudnej walki o samorealizacje , spełnienie i poszanowanie godności pomimo wszystkich przeciwności . Przez częściowo sparaliżowana twarz Browna przemykały wszelkie emocje od goryczy odrzucenia , wściekłości, rozpaczy z podjęciem próby samobójczej aż do spełnienia i dumy gdy tylko przez własny upór i ambicje osiągnął więcej od wielu zdrowych ludzi . To była postać z krwi i kości niepozbawiona również dystansu i poczucia humoru . Nie przedstawiono tutaj chorego który cały czas się nad sobą użala . To historia wzlotów i upadków człowieka cierpiącego na mózgowe porażenie dziecięce . I Day Lewis nie gra tylko "dobrze" bo role w Aż poleje się krew ,Gangach , W imię Ojca czy właśnie Mojej Lewej Stopie mają już stałe miejsce w panteonie najwybitniejszych kreacji . Nie ustępują ani występom Jacka w Locie nad kukułczym Gniazdem ani Robertowi De Niro we Wściekłym Byku . Siłą Daniela jest to że tworzy swoich bohaterów od podstaw od sposobu mówienia , barwy głosy , akcentu , gestykulacji czy nawet chodzenia po budowanie od zera całego portretu psychologicznego . W jego postaciach nie ma nic z Day Lewisa nie przemyca do nich ani trochę z własnej osoby . Taki ma styl gry i dlatego zawsze będzie wszechstronniejszy od innych aktorów . Pacino np każda role buduje na wrodzonej żywiołowości i wybuchowym włoskim temperamencie co oczywiście często daje piorunujący efekt ale czasem już ma się wrażenie pewnego braku wyczucia i przydałoby się trochę stonowania kiedy trzeba bo wtórność i granie na jedno kopyto sprawia że w tej chwili jest raczej parodią wielkiego siebie sprzed lat . Jack Nicholson tez miał parę ról które odgrywał w sposób mechaniczny ( wykorzystując swoje charakterystyczne mimiczne triki z uśmiechem rekina uniesieniem brwi na czele ) a sam był jakiś nieobecny . Oczywiście są to wybitni aktorzy ale przez sentyment nie można negować talentu innych aktorów którzy wybrali taką a nie inna metodę pracy i drogę kariery . A jeśli chodzi o oscarowe role jacka to tylko McMurphy wytrzymuje konfrontacje z nafciarzem z Aż poleje się krew bo na pewno rola w Czułych słówkach choć podnosiła poziom filmu nie może równać się z tak złożoną i wielowymiarowa kreacją jaką stworzył w filmie Andersona Daniel .
" A jeśli chodzi o oscarowe role jacka to tylko McMurphy wytrzymuje konfrontacje z nafciarzem z Aż poleje się krew bo na pewno rola w Czułych słówkach choć podnosiła poziom filmu nie może równać się z tak złożoną i wielowymiarowa kreacją jaką stworzył w filmie Andersona Daniel ."- rozróżniasz ty może rolę drugoplanową od pierwszoplanowej? tak? to się cieszę. 3-godzinny film, w którym cały czas widzimy Daniela, kontra kilkanaście minut Jacka. naprawdę, to już mogłeś porównać do Lśnienia czy tam Schmidta...
Ty już może lepiej nic nie pisz bo tym krzyczeniem i obgryzaniem warg to tylko się kolejny raz kompromitujesz.
Hmm Marlon Brando i Robert De Niro byli świetni w swoim złotym okresie. Brando dominował w latach 50'
(Tramwaj zwany pożądaniem, Viva zapata, Julius Cezar, Na nabrezach, Sayonara) potem błysnał ponownie dopiero w
latach 70 (Ojciec hrzestny, Czas Apokalipsy)
De Niro brylował 1974 do 1995 (Ojciec chrzestny 2, Taksówkarz, Łowca jeleni, Wściekly byk, Dawno temu w Ameryce, Misja, Nietykalni, Chłopcy z ferajny, Przebudzenia, Kasyno, Gorączka)
Ale najbardziej wszechstronni aktorsko jak dla mnie są Jack Nicholson i Dustin Hoffman. Ci panowie w swoim okresie 1967-1997 prezentowali bardzo wysoki poziom przez 30 lat i pokazali niesamowity warsztat aktorski, skrajnie różne role w każdym możliwym gatunku. Jack Nicholson - najlepsze role :
(Swobodny jezdziec, 5 łatwych kawałków, Ostatnie zadanie, Porozmawiajmy o kobietach, Chinatown,
Zawód reporter, Lot nad kukułczym gniazdem, Przełomy Missouri, Lśnienie, Czerwoni, Listonosz zawsze dzwoni dwa razy,
Czułe słówka, Honor Prizzich, Zgaga, Chwasty, Batman, Ludzie honoru, Wilk, Lepiej być nie może, Schmidt, Inflirtacja)
Dustin Hoffman- najlepsze role:
(Absolwent, Nocny kowboj, Mały wielki człowiek, Nedzne psy, Motylek, Lenny, Wszyscy ludzie prezydenta, Maratończyk,
Sprawa kramerów, Tootsie, Smierć komiwojażera, Rain man, Hook, Uśpieni, Akty i fakty)
Obejrzyjcie ich życiowe role i porównajcie z najlepszymi Daniel Day Lewisa i wtedy oceńcie kto z nich jest wszechstroniejszy
Daniel Day Lewis - życiowe role :
(Pokój z widokiem, Nieznośna lekkośc bytu, Moja lewa stopa, Ostatni mohikanin, Wiek niewinności, W imie ojca,
Czarownice z salem, Bokser, Gangi Nowego Jorku, Aż poleje sie krew, LIncoln)
osobiście dla mnie najlepsze role DDL to Moja lewa stopa, Gangi NY i Az poleje sie krew :)
Panie La Pier, jestem wręcz zaskoczony pańską wypowiedzią na temat, w subiektywnym spojrzeniu, najlepszego aktora, jakiego było dane mi poznać. Daniel również był "buntownikiem", kiedyś wyszedł z teatru w czasie trwania spektaklu. Według pańskiego zdania aktor powinien rozmieniać się na drobne i grać w stu filmach na rok i może szczęśliwym trafem zdarzy się, że zagra niesamowitą rolę, która przejdzie do historii.
Daniel nie gra w kilku filmach na rok, bo film traktuje jak sztukę, a nie jako szansę na posunięcie panienki na śmietniku. Chłop się stara, wybiera starannie role, które są mu proponowane, potrafi zrozumieć postać i wcielić się w nią. Gdyby nie on, nie mielibyśmy wspaniałej "Mojej lewej stopy", świetnego duetu z Binoche w "Nieznośnej lekkości bytu", pięknego jak dla mnie melodramatu i najlepszego filmu Manna "Ostatni Mohikanin", świetnego "W imię ojca", a także nie powstałyby takie filmy jak "Aż poleje się krew" i "Lincoln". Proszę nie oceniać aktora przez to, że Steven spieprzył swoją robotę przy ostatnim filmie. Wiele od "Lincolna" oczekiwałem tak jak i Amerykanie, ale rola Day-Lewisa jest w tym filmie wybitna i druga z moich ulubionych po Danielu Plainview.
Jak dla mnie, panie La Pier, pan żeś napisał po prostu prowokacje, bo ktoś taki jak pan nie powinien porównywać dwóch genialnych ze sobą aktorów i w jakich filmach grali. Chyba Filmweb powstał nie po to, żeby oceniać czyjeś życie prywatne i czy pierze całe życie skarpety, tylko powstał z myślą o wypowiadaniu się o aktorstwie, reżyserii et cetera... Dziwię się, żeś pan tak uczynił.
Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale aktor ma grać. Grać. Taki wykonuje zawód. To nie najemnik, płatny zabójca, wolny strzelec, który mówi: nie to poniżej mojej godności. Do dziś zastanawiam się dlaczego Day-Lewis odrzucił wspaniale napisaną główną rolę męską w "Angielskim pacjencie". Przestraszył się melodramatu? Aż tak uwłaczał jego aktorskiej godności?
Wielki to aktor i co do tego nie można mieć żadnych wątpliwości. Może teraz zacznie grać? Po trzecim Oskarze może przestanie wybrzydzać, może zagra w filmie akcji bądź komedii? Niech zagra, to nie jest nic, co mogłoby mu w jakikolwiek sposób odebrać honor jako aktorowi.
No a co robi DDL? Gra wyśmienite role, gra również w teatrach i nie przyjmuje każdej roli, którą mu proponują.
Nie wiem czemu twierdzisz, że ma grać w czymś, na co najwidoczniej nie ma ochoty. Ma podążyć teraz krokami De Niro? Poza tym grał już w musicalu i w filmie akcji Michaela Manna.
Zapowiedział też odpoczynek od aktorstwa na kilka lat i myślę, że to może być prawda ze względu na rzadkie występy w filmach, co dla mnie jest słuszne.
"Nie wiem czemu twierdzisz, że ma grać w czymś, na co najwidoczniej nie ma ochoty. Ma podążyć teraz krokami De Niro?"
Nie każę mu grać w czterech filmach rocznie, ale na miłość boską, niech spróbuje czegoś nowego. Są inne gatunki filmowe niż dramat.
"Poza tym grał już w musicalu i w filmie akcji Michaela Manna."
Nie wiem czy "Ostatni Mohikanin", to film akcji, nie w czystym pojęciu. W "Nine" zagrał, bo chciał należeć do świata Felliniego i prawdopodobnie to nim kierowało, gdy przyjmował rolę. Fellini - legendarny reżyser, a teraz zróbmy musical z jego najwybitniejszego filmu. Gdyby chodziło o zwykły musical, pewnie nie zgodziłby się zagrać.
Czyli znów nie będzie grał? Aktor? W filmie raz kiedyś, w teatrze wcale.
Może po prostu mierzy jedynie w ambitne projekty. Jest tak bogaty, że wcale mu się nie dziwię, że ma gdzieś występy w komediach.
Nie czytałeś jego decyzji? Hm...
3 Oscary na jego koncie a mgło ich być równie dobrze 5, bo w 1993 na pewno nie był w cale gorszy od Hanksa w Filadelfii oraz w 2002 od Brody'ego w Pianiscie. Aktor wszech czasów.
Fakt, przesada z tymi pięcioma, ale za Christy Browna, Daniela Plainview i Abrahama mu się należały jak najbardziej.
Wielkosc Daniela polega na tym, ze w kolejnych filmach gra zupelnie inaczej. On nie gra tych rol, on staje sie tymi postaciami. Film moze sie nie podobac, ale jego postac jest genialna. Uwielbiam Ala Pacino, ale po 10 filmach widac straszne podobienstwo w jego "graniu", podobnie Robert De Niro (mnostwo beznadziejnych filmow wybral). Daniel w kazdym filmie jest innym czlowiekiem (poruszanie, gesty, mowa). Jest jescze jeden aktor pominiety w Waszych Top-ach, a dla mnie rewelacyjny. To Sean Penn
Generalnie się zgadzam, chociaż przesadzasz. Nicholson to większy talent, ale nie można mu odmówić fury szczęścia. Jak by wyglądała jego kariera, gdyby urodził się 20 lat wcześniej albo później? Trafił ze szczytem możliwości w najlepszy okres kina amerykańskiego. Forman, Kubrick, Polański, Antonioni, Nichols - gdzie są? Albo gryzą glebę, albo w domu starców. Nie można mieć pretensji do Day-Lewisa, że nie zagrał u Antonioniego.
Z drugiej strony prawda. Po obejrzeniu "Lincolna" byłem wściekły na Day-Lewisa. Okazuje się, że jego elitaryzm, wyniosłość ponad aktorską hołotę są gówno warte. Już po przeczytanie scenariusza powinien wiedzieć, że to będzie propagandowy klocek i łopatologia dla uczniów podstawówki. A jednak przyjął propozycję, która od początku gwarantowała mu Oscara. Ludziska się zachwycają jaką to fizyczność DDL wykreował. Tylko co z tego, skoro psychologicznie to postać niewiele bardziej złożona, niż prezydenci z "Dnia niepodległości" czy "Air Force One".
Dlatego wolę Hoffmana. Facet bawi się, cieszy aktorstwem. Chałturzy nieznośnie, ale nawet w gniotach jest ciekawy:
http://www.youtube.com/watch?v=Y-i3ECq-LO0
W filmach ambitnych też pełna klasa. Wspaniały w "Mistrzu". Jak on przegrał z niemrawym Waltzem? Całe to rozdanie dość kuriozalne.
"Okazuje się, że jego elitaryzm, wyniosłość ponad aktorską hołotę są gówno warte."
Prawda, prawda, prawda. Już zdążył zagrać w niejednym słabszym filmie.
Ogólnie jest ujęcie na Joaquina jak kręci głową na nie, kiedy został odczytany jako nominowany za najlepszego aktora. Widać go jeszcze w jednym ujęciu jak w ogóle nie cieszy się z wygranej Daniela.