Czekam z niecierpliwością na "Indiana Jones 4". Harrison Ford jest moją nawiększą sympatią w kinie, a uczucie to nieprzerwanie trwa od prawie trzydziestu lat gdy byłam małą dziewczynką, a on moim bohaterem w super statku kosmicznym. To właśnie dla niego i przez niego obejrzałam "Rozmowę", "Amerykańskie graffiti", "Hanover Street" i wiele innych. Złościłam się, że porzucił żonę i synów, związał się z tą scenarzystką od "ET", a ostatnio wkurzał mnie pajacując u boku anorektyczki Calisty. Ale mu wybaczam, bo nic nie zastąpi śmiesznych min, czarującego i szelmowskiego uśmiechu oraz specyficznego szybkiego chodzenia. Indy rules!