Bóg to całkiem niezłe słowo, choć zapewne wielu ludzi jak to przeczyta oburzy się, ale tacy jak Morrison czy Lennon to faktycznie Bogowie - oni stworzyli nową religię - nie bardziej fałszywą od chrześcijaństwa, islamu oraz judaizmu (no i w ogóle wszystkich religii z zasady często kłamliwych). "Imagine there's no religion" - śpiewał Lennon, ale ludzie muszą w coś wierzyć i lepiej niech wierzą w wymienioną dwójkę niż zabijają w imię jakiegoś Boga czy Mohameta.
"ale ludzie muszą w coś wierzyć" - wierzę, że dzieci neostrady znikną z tego świata ale wiem także, że to się nigdy nie stanie
Ale dlaczego boli Cię,że ludzie,którzy nie wierzą w żadnego boga są w stanie zwierzyć komuś takiemu jak Lennon czy Morrison? Byli to wspaniali ludzie,którzy (jeśli oceniając ich jako zwykłych ludzi) mieli więcej do przekazania niż niektóre święte księgi typu Koran czy Biblia. W Biblii roi się aż od wielu proroków,czego nie neguję,gdyż sam chrześcijaninem jestem,jednak osoba taka jak Morrison powinna zasługiwać na szacunek,gdyż wartości jakie w swoich utworach i swojej poezji przekazywał są czymś większym niż na co dzień możemy doświadczyć.No i przede wszystkim Morrison był człowiekiem z krwi i kości,nie ma o nim jakichś niejasnych opowiastek,a mimo to jego teksty i poezja są dla wielu ludzi natchnieniem i pasją.To samo tyczy się Lennona.Przykro,że tak niewielu geniuszy kroczyło po naszej planecie i tak naprawdę żaden z nich nie został doceniony!O czym świadczy Twoja dyletancka wypowiedź przyjacielu.
All We Are Saying Is Give Peace A Chance !
Nie był upadłym człowiekiem, on szukał miłości, ale jej nie znalazł, to tylko nasz świat stawia w złym świetle a nie postać Jimmiego
"szukał miłości, ale jej nie zaznał". Jakiej miłości? Jima wszyscy kochali, fani, Pam, jednak on był człowiekiem, który nic nie chciał od tego świata. Zapisał się w sztuce, jako poeta, muzyk i też ćpun. Jego twórczość opierała się na poszukiwaniu coraz to nowych doświadczeń z dragami. I teraz zadam Ci pytanie, czy gdyby nie ćpał, to też by to osiągnął - co osiągnął? On był i będzie upadłym człowiekiem, był i będzie ćpunem, był i będzie wspaniałym muzykiem i był i będzie fascynującym poetą. I on nie jest żadnym bogiem, chyba że w Twoich oczach. Ja też go kiedyś traktowałam jak boga, ale z czasem przekonałam się jak jest naprawdę.
miłość to nie tylko seks!!!
może on nie mógł znaleźć prawdziwej miłości tak jak wielu ludzi, może nawet gdy ktoś go kochał on marzył o czymś więcej i przez to był nieszczęśliwy, może kochał kogoś tak bardzo, że wszystko inne było niczym, ale wiedział, że to się nie spełni, ale przez to nie mógł kochać i czuć się kochanym!!! alkohol, dragi, seks, to tylko chwilowo zabija uczucie braku miłości....
cóz może mia tak jak ja kochał kogoś kogo w ogóle nie powinien znać i czuł że tak będzie zawsze i że żadnej innej nie pokocha, był uwięziony
uwierzcie są takie przypadki, moja żona o tym wie, wie że kocham jedną kobietę, której nie widziałem od 20 lat i nic tego nie zmieni, nie powiem że kocham, jak nie kocham tak jak powinienem, jestem kochany, szanuję, może i kocham, ale to nie taka miłość jak tamta, tamto nie daje żyć, i nic tego nie zmieni, czasem tak bywa
Problem z ludźmi, którzy siedzą w kościele i tymi, którzy siedzą na kanapie i słuchają muzyki polega na tym, że większość z nich nie myśli nad tym co się im przekazuje (albo łaskawie poduma na ten temat i pochwali się na obiedzie czy tam na forum internetowym). Połowa z tego co napisano w tym temacie to tylko puste stwierdzenia. Każda owca w stadzie chce zrobić z kogoś swojego pasterza, szczególnie jeżeli przez pół życia chodził zjebany na kwasie.
aahaha bóg, bo był kontrowersyjny(jak na swoje czasy) ćpał i zmarł młodo??? chuj nie bóg.
lirycznie ta jego pseudo psychodela, szamaństwo to tez dno straszne, jest cała masa lepszych zespołów, wokalistów, ale tego pajaca sie pamieta i wielbi bo sie własnie młodo zacpał, to samo kilkanascie lat później z cobainem sie stało
Morrison jest Bogiem, bo traktowano i traktuje się go jak Boga. Stworzył coś na kształt religijno - muzycznej ekscytacji jego osobą. To było niemal jak dionizyjska orgia. Co do narkotyków, to w żadnym stopniu nie uważam ich za coś uwłaczającego jego twórczości albo przeczącego jego wielkości. Ilu jest artystów, którzy nie ćpali/pili i stworzyli dzieło nie będące jednym osobnym elementem ale CAŁOŚCIĄ? Na palcach jednej ręki...