Mistrz w kręceniu tragicznych tandet ukazujących jak daleko w tyle była ówczesna polska kinematografia.
Dokładnie, wszystkie Kleksy były tragiczne. Jedyne co pozytywnie wspominam z tej serii to parę piosenek.
Scenografia momentami odpustowa (złocenia jak na plastikach z jarmarku, wiele kostiumów jak z szkolnego, nie filmowego zaplecza), dźwięk mocno postsynchroniczny, niedokładnie nałożony, styl nieznośnie musicalowy i bez tej dawki powagi, która też dzieciom jest potrzebna, bez puszczania oka jak w teatrzyku dziecięcym obliczonym na dzieci 5-letnie, by się nie przestraszyły. Nonsensowne i niszczące iluzję wstawki animowane (np. ryby w oceanie), marne wyobrażenia tworów fantastycznych np.w oceanie (swoją drogą filmowcy zachodni też nie mieli szczęścia do niektórych baśniowych postaci: inne twory fantasy, jak w "Gwiezdnych wojnach" czy w "Niekończącej się opowieści" też estetycznie wywoływały zgagę, były BRZYDKIE, odstręczające, jak ten niby-pies Chewbacca z " Gwiezdnych" lub latający pies z "Niekończącej..." -ale były przynajmniej jakoś w miarę realistycznie pokazane). Muzyka niby spod pióra i palców uznanego Korzyńskiego, ale jej aranżacja i elektroniczno-mechaniczne wykonanie przeterminowało się wraz z latami 80. (wtedy była taka moda i tylko niektórzy umieli elektronikę uczynić piękną i wykraczającą poza tamte czasy).
Największą klęską dla mnie to Pan Kleks w Kosmosie - Nie mniej każda z tycz serii borykała się z tym o czym mówisz tandetną scenografią, niedopasowaną muzyką i scenami musicalowymi, gdybym teraz ponownie obejrzał resztę pewnie oceniłbym jeszcze niżej. Jednak wolę Niekończącą się Opowieść która w którym to przedstawiony świat, celowo miał być brzydki gdyż można powiedzieć wprost umierał.