45 kilometrów na południowy zachód od Warszawy leży Żyrardów. To tu znajduje się Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego, dokąd udała się ekipa telewizyjna. Oko kamery koncentruje się na uczniach tejże szkoły, a konkretnie maturalnej klasy 3c, rejestruje normalne zajęcia lekcyjne, a także prowadzoną przez uczniów działalność pozaszkolną, a przede wszystkim emocje, jakie im towarzyszą przed tym bodaj najważniejszym etapem w ich życiu. Sami bohaterowie filmu mówią o zbliżającej się wielkimi krokami maturze, gorączkowych przygotowaniach i wielkim strachu przed egzaminami. Pomyślnie zdany egzamin dojrzałości to nie tylko krok do dorosłości, ale przede wszystkim możliwość podjęcia dalszej nauki na studiach, wyboru właściwego zawodu. Młodzi ludzi snują plany na przyszłość, rozmawiają o pracy, karierze i możliwościach lepszego startu we współczesnej, wolnej Polsce. Mówią też o poszukiwaniu swojej drogi w życiu i największych wartościach. Kamera towarzyszy także uczniom klasy 3c podczas szkolnej Wigilii, a następnie na studniówce, gdzie przez ten jeden wieczór można myśleć wyłącznie o szampańskiej zabawie. Potem trzeba jeszcze zrobić grupowe pamiątkowe zdjęcie i pozostaje już tylko wkuwanie do egzaminów. Z maturą w kieszeni dopiero zaczną swoje prawdziwe dorosłe życie.
W 1967 roku Kazimierz Karabasz przez okrągły rok obserwował życie wiejskiego chłopaka w Ochotniczym Hufcu Pracy, towarzysząc bohaterowi w trakcie jego pracy i nauki w szkole wieczorowej. Z tych obserwacji powstał dokument "Rok Franka W. (1966 - 67)". Po 40 latach Kazimierz Karabasz powrócił do swojego bohatera i sprawdził, jak potoczyło się życie pana Franciszka, który w 2006 roku przechodził właśnie na zasłużoną emeryturę.
Pani Maria pochodzi z małej wsi na Zamojszczyźnie. W 1976 roku rozpoczyna studia z technologii żywienia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Wtedy też przyjmuje propozycję dokumentalisty Kazimierza Karabasza, by towarzyszył jej przez pierwszy rok studiów z kamerą i mikrofonem. Mija 25 lat. Bohaterka filmu sprzed lat dorosła, została nauczycielką, założyła rodzinę, urodził dwójkę dzieci. Czy udało jej się spełnić swoje marzenia? Jak przez ten czas zmieniła się rzeczywistość wokół niej?
Kazimierz Karabasz, reżyser, pedagog, twórca "polskiej szkoły dokumentu" ostatnimi laty rzadko zabiera głos na srebrnym ekranie. Ale mimo to, albo właśnie dlatego, każda Jego wypowiedź jest tak ważna, tak istotna dla dalszego rozwoju tego rodzaju filmowej sztuki. Nie jest inaczej ze zrealizowanym w dziesięciolecie odzyskania przez Polskę niepodległości obrazem "O świcie i przed zmierzchem”. Wspólnie ze Zbigniewem Wichłaczem podejmują próbę filmowego podsumowania pierwszego dziesięciolecia. Okresu gwałtownych przemian nie tylko gospodarczych, ale też tych najtrudniejszych do obserwacji, zmian w warstwie mentalnej, emocjonalnej i intelektualnej. Możemy przyjrzeć się dwóm generacjom Polaków. Dopiero wchodzących w życie, i tych którzy już prawie od nas odchodzą. Maturzysta i Emeryt. Tacy, pozornie zwykli, pasażerowie pociągu. Pociągu Polska. Twórca przygląda im się wnikliwie. Cierpliwie słucha. Film kończy się cytatem z wiersza Tadeusza Różewicza; "… coś się skończyło nic się nie chce zacząć może się już zaczęło?". No właśnie. Może?
Współczesny telewizyjny film dokumentalny, który nie przypomina niczego, co na co dzień oglądamy na małym ekranie. Opowieść zbudowana z fotografii połączonych z zanotowanymi na magnetofonie refleksjami ludzi w różnym wieku i z różnych środowisk, którzy odpowiadają na pytania dotyczące ich sposobu patrzenia na świat, lęków, nadziei. Tematem filmu jest jeden dzień z życia miasta, jeden z wielu podobnych do siebie dni, wyrwany z ciągu czasu i zapisany w serii zdjęć i wypowiedzi. Fotografie przedstawiają ludzi i miejsca o różnych porach dnia, które podobnie jak słowa zza kadru, zachowują w filmie swoją anonimowość. Nie widzimy tych, którzy się wypowiadają. Zdjęcia nie pokazują najbardziej znanych i rozpoznawalnych miejsc Warszawy. W tych kilku zdaniach zwierzeń, które słyszymy, bohaterowie jakby wyłaniają się z tłumu, a fotografie, na których zastygł czas, pozwalają uważniej przyjrzeć się fakturze rozpędzonego świata. W rozmowie z Małgorzatą Sadowską ("Chełmska 21"), Kazimierz Karabasz mówi: "W filmie trzy następujące po sobie ujęcia niewiele znaczą, natomiast trzy zdjęcia mogą stworzyć pewną sumę, myśl, znaczenie..." Ten film ze zdjęć (także wykonanych przez reżysera) jest częścią całej serii dokumentów (m.in. "Punkt widzenia", "Lato w Żabnie") i scen filmowych, w których Karabasz posłużył się fotografią, tym szczególnie przez niego cenionym medium, które pozwala kontemplować chwilę z życia człowieka i przyjrzeć się uważniej materialnej substancji świata.
Sonda uliczna dowodzi, że pamięć o Nowej Hucie zatarła się w świadomości Polaków. Dokumentalista z ekipą zdecydował się odszukać bohaterów tamtych wydarzeń 1949-1954, od początku prac do wytopu pierwszej surówki z pierwszego pieca. Sięgają najpierw do archiwalnych nagrań, m.in. dokumentu Andrzeja Munka "Kierunek, Nowa Huta!", Polskiej Kroniki Filmowej, potem do materiałów roboczych, pozbawionych komentarza i muzyki. Z rozmowy z kierownikiem warsztatów wynika, że budowniczy skuszeni dobrymi warunkami życia i pracy czuli się oszukani. Gospodyni hotelu i personalna wspominają, że pierwsi mieszkańcy byli bardzo prostymi ludźmi, który nie znali udogodnień sanitarnych. Uczyli się i zawodu, i kultury życia w mieście. Z kronik filmowych z lat 50. reżyser wybrał dwóch chłopców pracujących przy odlewni stali i skonfrontował ich po kilkudziesięciu latach z nagraniami z młodości. Wspomnienia ciężkiej pracy, ciekawości zawodu łączą się z pamięcią o wspólnych zabawach i szacunku, jakim cieszyli się nowohutnicy wśród krakowian. Reżyser rejestruje też spotkanie po latach junaków ze Służby Polsce, pracujących przy budowie Nowej Huty. Ze wzruszeniem oglądają zdjęcia, nie narzekają na zakwaterowanie w namiotach, doceniają naukę pisania i czytania, stojące do dziś budynki napawają ich dumą. Pełnometrażowy dokument Kazimierza Karabasza, klasyka polskiej szkoły dokumentu. Reżyser komentuje swoje decyzje jako twórcy filmu i odsłania warsztat dokumentalisty. Zestawia oficjalne nagrania z epoki, których bohaterowie nie mieli wówczas prawa głosu i oddaje im ten głos po latach. Uczestnicy tamtych wydarzeń dostrzegają rozdźwięk między wyidealizowanym obrazem a rzeczywistością, dużo bardziej wymagającą i skomplikowaną. Problemy z zaopatrzeniem, niechęć ze strony okolicznych rolników, podporządkowanie życia prywatnego pracy. Nie wszystkie obietnice się spełniły, zdaniem jednego z bohaterów w 50%. Wraz z "Pamięcią" Karabasz wyreżyserował pełnometrażowy film fabularny "Cień już niedaleko" (1984), którego bohaterem jest emerytowany budowniczy Nowej Huty.
Ostatni etap walki robotników o rejestrację Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych "Solidarność" w 1980 roku. Pod Sądem Wojewódzkim w Warszawie demonstracja z żądaniem rejestracji NSZZ Solidarność, tłum skanduje "Naród czeka!". W środku na rozprawie w jednej ławie zasiada Komitet Założycielski, obok Lecha Wałęsy - Tadeusz Mazowiecki. Sąd postanawia dokonać rejestracji "Solidarności", a ogłoszenie decyzji witane brawami. Niemniej delegaci zgłaszają Lechowi Wałęsie problemy z rejestracją Solidarności w różnych instytucjach na terenie Polski, w fabrykach i szkołach, gdzie ich działalność określana jest jako antysocjalistyczna i wroga państwu. Związkowcy protestują przeciw zaproponowanym przez sąd zmianom w Statucie NZSS Solidarność, pod budynkiem sądu tłum skanduje "Cała Polska żąda rejestracji!" i zapowiada odwołanie od decyzji sądu. Sąd rewiduje postanowienia i potwierdza rejestrację NSZZ "Solidarność" z siedzibą w Gdańsku jako obejmującego zakresem działalności obszar całego kraju. To postanowienie usunęło wreszcie przeszkody do rozwinięcia pełnoprawnej działalności "Solidarności" w całej Polsce. Bohdan Kosiński, twórca filmu, wraz z operatorem Michałem Bukojemskim, dokumentowali wydarzenia związane z ruchem "Solidarności", narażając się niejednokrotnie cenzurze. Film zdobył nagrodę Brązowego Lajkonika na Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie (1981). Kosiński kontynuował wątek solidarnościowy w filmach "Poręczenie" (1981), "Przerwany film" (1993).
Jednym z najważniejszych osiągnięć mistrza polskiego dokumentu, Kazimierza Karabasza, było utorowanie drogi dokumentalistom do tworzenia pogłębionych psychologicznie portretów jednostkowych. Za pierwszy taki film uważa się "Rok Franka W." (1967). Bohatera tego dokumentu Karabasz poprosił o pisanie dziennika, który stanowił kanwę narracji zza kadru, oraz o robienie zdjęć. Te dwa typy materiałów autorstwa bohatera pozwoliły się do niego zbliżyć i zobaczyć świat jego oczyma. Podobny zabieg zastosował Karabasz realizując dziesięć lat później "Lato w Żabnie". Maria fotografuje najbliższych i sąsiadów. Mama dziewczyny młóci, zbiera siano, karmi kaczki. Ojciec klepie kosę, kosi łąki. Oboje ciężko pracują podczas wykopków. Aparat odsłania biedę i trud codziennego życia w maleńkim Żabnie. Ale Maria zarejestrowała również momenty radości, gdy mieszkańcy obchodzą dożynki, gdy wraz ze szkolnymi przyjaciółkami świętuje urodziny jednej z nich, wesele koleżanki, chrzciny bratanka. Zdjęcia Marii układają się w rodzajowy obraz wiejskiego życia, zapisany z wrażliwością osoby, która w nim uczestniczy i zna obowiązujące portretowaną społeczność reguły. Narracja bohaterki sprawia, że opowieść ta staje się czymś więcej niż tylko dokumentacją dnia codziennego - jej tematem jest bowiem tożsamość i problem zakorzenienia. Ze zdjęć i słów powstał portret dziewczyny w istotnym momencie jej przemiany, gdy nie jest jeszcze warszawianką, ale już nie jest żabnianką, gdy bliskie jej jest życie na wsi, ale właśnie rozpoczyna funkcjonować w mieście.
Film dokumentalny Bohdana Kosińskiego jest reportażem rejestrującym przebieg plebiscytu na najlepszego pracownika roku, jaki miał miejsce w jednym z warszawskich zakładów pracy.
Kamera śledzi młodą parę, Romka i Jadzię, podczas ciąży, zawarcia małżeństwa i porodu. Pierwsza, naiwna i lekkomyślna miłość obydwojga bohaterów wystawiana jest na coraz cięższe próby, co skrupulatnie rejestruje kamera.
Kazimierz Karabasz odwiedza koła amatorów fotografii w małych miasteczkach (większość zdjęć powstała we Włodawie) i słucha ich opowieści o mieście, jego mieszkańcach i fotografowaniu ich codzienności. Młodzi ludzie, działający przy domach kultury, pokazują dokumentaliście, jaką rolę pełni w ich życiu fotografia, a także jak wpływa na postrzeganie przez nich otoczenia: miejsc i ludzi. Fotografia staje się w ten sposób szkołą patrzenia, widzenia i rozwijania wrażliwości. Jak się przy tym okazuje, nie zawsze forma i warsztat są najważniejsze.
"W takim niedużym mieście" to pierwszy, samodzielny film zrealizowany przez Andrzeja Titkowa po ukończeniu Szkoły Filmowej w Łodzi. Choć jego autor należy do pokolenia tzw. "nowej zmiany" jego kariera rozwija się nieco wolnej niż Zygadły czy Łozińskiego. Kontrowersje wzbudził już szkolny film Titkowa zatytułowany "Dom" (1967). Trudno mu było znaleźć miejsce w zawodzie. Współpracował z Krzysztofem Kieślowskim przy "Byłem żołnierzem" (1970), asystował Wajdzie. W końcu zrealizował debiutancki dokument w Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Warszawie. Wpisuje się on wyraźnie w poetykę proponowaną przez debiutujących w tym okresie twórców "nowej zmiany", choć z pewnością bliżej mu do kreacyjnych dokumentów Piwowskiego niż obserwacji Kieślowskiego czy Łozińskiego. Podobnie jak oni, Titkow stosuje metodę pars pro toto - małe miasteczko staje się metonimią Polski. Stawia tym samym diagnozę dotyczącą kondycji moralnej polskiego społeczeństwa. Jest to obraz krytyczny, ale przyprawiony dowcipem, ironią bliską poetyce debiutu Marka Piwowskiego "Pożar, pożar, coś nareszcie dzieje się" (1967). Podstawową metodą twórczą Titkowa, zastosowaną w tym filmie, jest inscenizacja: przemarszu orkiestry dętej, sceny rozstania pary kochanków, i wreszcie - kluczowej dla filmu - sceny zebrania grupy młodych poetów. Ostatni z tych wątków powraca dwukrotnie. W drugiej odsłonie młoda poetka czyta swój wiersz o codzienności małego miasteczka, podczas gdy jeden z jej kolegów zajada kiełbasę, a następnie krytykuje kobietę za poruszanie nieistotnych spraw i nadmierny pesymizm. Titkow w ten sposób z dystansem przedstawia sytuację twórcy kultury w PRL, środowiska, które reprezentował jako poeta i filmowiec.
Liryczna opowieść o ulicy Twardej w Warszawie, w której słyszymy dziecięce wypowiedzi jej małych mieszkańców. "Ta ulica jest taka staroświecka, bo tam są stare domy, takie stare sklepiki, w ogóle tak wygląda, jakby było stare wszystko". Dziecięce głosy zza kadru opowiadają o lokalnej społeczności żyjącej pośród małych sklepików i zakładów rzemieślniczych. Tu wszyscy dobrze się znają i każdy może liczyć na sąsiedzką pomoc. Dzieci dobrze wiedzą, że znajomy listonosz lubi z każdym pogadać "i tak jeszcze powoli i się jąka w dodatku". Kamera Antoniego Staśkiewicza obserwuje i notuje sceny z życia tego unikalnego rezerwatu starej Warszawy, gdzie pośród wiekowych aut, reperowanych przez miejscowych fachowców, kopców węgla, sklepowych witryn i zakładowych szyldów (jakże zagadkowo brzmi dziś napis "Oczka na poczekaniu"), toczy się wolnym rytmem egzystencja ludzi, jak mówią dzieci, niezamożnych, nieeleganckich, takich co nie zatrudniają gosposi, nie posiadają samochodów i nie wyprawiają uczt, "tylko do pracy ciągle chodzą". Danuta Halladin pokazała świat odchodzący w przeszłość, ustępujący smukłym i wyniosłym wieżowcom wznoszonym w miejsce wyburzanych czynszówek. Nie jest to jednak spojrzenie kronikarza odnotowującego lapidarnie pewne fakty z marginesu życia stolicy. Oglądając film czujemy nastrój tamtego miejsca i czasu. Dziecięcy komentarz wzbogacił obraz o osobisty ton, jak z domowego filmu wideo o własnym podwórku.
Jeden z serii zachodnioniemieckich filmów dokumentalnych o muzyce jazzowej zrealizowany w Warszawie. Zostały w nim zaprezentowane najważniejsze zespoły ówczesnej polskiej sceny jazzowej: Warsaw Stompers, Kwartet Zbigniewa Namysłowskiego, Kwartet Jana "Ptaszyna" Wróblewskiego, Kwintet Krzysztofa Komedy, Bossa Nova Combo Krzysztofa Sadowskiego, Kwintet Andrzeja Trzaskowskiego. W finale pojawili się – jako All Stars Session – pionierzy jazzu w Polsce, którzy zagrali utwór Family Blues.
Ranna Żydówka wyskakuje z transportu i leży na śniegu otoczona gromadą wiejskich gapiów. Litują się nad nią, ale nie są w stanie jej pomóc. Boją się. Kobieta prosi o śmierć.
Dokument Kazimierza Karabasza przedstawia codzienną, żmudną pracę najmłodszych adeptów szkoły muzycznej. Oglądamy zajęcia z rytmiki, przepisywania nut, baletu, śpiewu oraz (nieśmiałej jeszcze) gry na instrumentach. Kamera uważnie rejestruje skupienie i poświęcenie dzieci, a jedynym komentarzem są dobiegające zza kadru niekończące się polecenia nauczycieli: "wolniej, dokładniej, wyżej rączki…".