Niby to Dolores Del Rio była pierwszą wielką latynoską seks-bombą. A dla mnie to właśnie Lupe Velez stanowi ten wielki powiew latynoskiego seksu w Hollywood lat 20. i 30. Co ciekawe, była jednocześnie kobietą wyzwoloną i zagorzałą katoliczką. Jej wiara nie pozwoliła jej na usunięcie nieślubnego dziecka, dlatego Lupe odebrała życie sobie i jemu. Co ciekawe, być może to ona była miłością życia Gary Coopera. Ponoć chciał ją poślubić. Ale, jak powiedziała Lupe, Gary był równie dobry w łóżku, co uległy wobec swojej mamusi. A mamusi Lupe się nie spodobała, bo nie była biała. Ponoć istnieje możliwość, że dziecko, które nosiła było Gary'ego.
Oficjalna wersja głosi, że Lupe zmarła przez przedawkowanie leków nasennych. To nie do końca zgodne z prawdą. Lupe dokładnie i "po katolicku" zaplanowała swoją śmierć. Zaprosiła najlepszą przyjaciółkę, z którą wypiła toast. Gdy została sama, włożyła najpiękniejszą z sukien i pomodliła się gorąco, prosząc Boga o wybaczenie. potem zażyła wielką dawkę leków. Zasnęła. Ale to nie one ją zabiły. Lupe po kilku godzinach obudziła się i, mając mdłości, przeczołgała do łazienki, by zwymiotować. Była jednak lekko przytomna. Uderzyła się głową... o klozet i z powodu urazu głowy zmarła. Tak właśnie zmarła Lupe Velez.