Tarantino wyciągnął ją za uszy z tłumu francuskiej młodzieży grającej w rozmaitych filmidłach.
Wyszło jej na dobre. Dziś gra wszędzie i robi to bardzo dobrze. O innych Francuzeczkach świat
zapomniał, bo nie przeskoczyły na wyższą półkę. Przykład? Ludivine Sagnier z "Basenu". Ciało
nadawało się do każdej roli, i takiej hot, i ambitnej (zawsze można ubrać ją w suknię lub spodnie-
worki). Coś tam gra, ale wielka nie jest. Mélanie Laurent nie też nigdy będzie samą Sophie Marceu,
ale jest od lat naprawdę się liczy. Reszta Francuzek to fajne maskotki.