Na lotnisku w Addis Abebie tragarze wyładowują worki z żywnością dla głodującego kraju, a w tym samym czasie do innych samolotów ładowana jest... żywność na eksport. Od obserwacji takiej sceny Joakim Demmer rozpoczął siedmioletnie, jak miało się okazać, filmowe dochodzenie w sprawie wielkich zagranicznych inwestycji w etiopską ziemię. "Martwe osły nie boją się hien" to wytrawny polityczny thriller, zachowujący jednocześnie najwyższe standardy dokumentalnej rzetelności. Demmer odsłania przed nami świat, w którym saudyjscy inwestorzy i skorumpowane etiopskie władze, wykorzystując finansowe wsparcie Banku Światowego, siłą wysiedlają całe społeczności, spychając drobnych rolników w zależność od pomocy humanitarnej i inicjując błędne koło przemocy. Brutalne represje spotykają niezależnych dziennikarzy i obrońców dewastowanego środowiska.
Historia o ludziach, którzy poprzez swój tryb życia i zaangażowanie społeczne starają się walczyć z rosnącą liczbą samochodów zagarniających przestrzeń ich miast.
Jak daleko może posunąć się korporacja, aby obronić swoją markę? Fredrik Gertten doświadczył tego zjawiska w pełnej rozciągłości. Jego poprzedni film "Banany!"opowiadał o sprawie sądowej, jaką wytoczyło 12 nikaraguańskich robotników owocowemu gigantowi - DOLE FOOD Co. Film został zaproszony do konkursu na festiwalu w Los Angeles. Nagle reżyser otrzymał zaskakującą wiadomość - festiwal wycofał "Banany!" z konkursu. Ironiczny artykuł ukazał się w "Los Angeles Business Journal", a Gertten otrzymał od prawników firmy list z poważnymi groźbami. Od tego właśnie momentu zaczyna się historia jak z thrillera, która jest treścią filmu. Od oskarżenia o zniesławienie poprzez kontrolę mediów i akcję PR-ową przeciw filmowi – to wszystko znalazło odbicie w filmie Gerttena. Reżyser przedstawia nam jednak nie tylko historię obrony wolności słowa, lecz również opowiada o zdeterminowanej korporacji, która zdolna jest do wszystkiego, aby tę wolność ograniczyć. Jak bowiem tłumaczy jeden z pracowników PR DOLE: "łatwiej dać sobie radę z poczuciem winy, niż ze złą reputacją".