Nie wiem w jakie ramy oceny należałoby umieścić film "Salo, czyli 120 dni Sodomy", aby nie popełnić błędu przy rzetelnej próbie komentowania tego filmu jak i samego reżysera...
Przyznam szczerze że nie rozumiem oburzenia nad tym filmem w wielu pobocznych wątkach. Dziś w czasach gdy filmy typu "Piła" czy "Hostel" zapełniają kina po brzegi, jeszcze kogoś bulwersuje pokazanie tutaj i tak w dość przystępny sposób, życia bez hamulców moralnych. Najciekawsze jest to że ludzie oburzają się w tym filmie na fekalia a milczą przy scenach bestialskich morderstw. Widać morderstwa już tak bardzo spowszedniały w wielu projekcjach, że już tylko fekalia szokują. Smutne to jak dziś ludzie podchodzą do historii kina. Filmu nie należy oceniać jako dobry czy zły. Film po prostu jest przestrogą, zapisem tego, co może się z nami stać gdy po kolei zaczniemy burzyć wszystkie moralne normy. Salo, nie ma być arcydziełem, ma być przestrogą...
A kto ci powiedział, że Salo nie może być arcydziełem? Ja twierdzę, że jest. :D Bardziej wartościowym niż jakiś Shawshank.
niestety prawda jest taka, że sporo osób myśli w ten sposób "o! to jest ten film w którym jedzą g***, musze zobaczyc co to za koleś wymyślił" oglądają, nie bardzo rozumiejąc przesłanie, a później bulwersują się jaki to ten film obrzydliwy i chory, a jakim Pasolini był zwyrodnialcem. oczywiście na Salo się kończy, bo po co się wysilać i sięgnąć po inne filmy Pasoliniego, w którym pokazuje się z zupełnie innej strony. zresztą uproszczając maksymalnie - fekalia,w tym filmie nie są tylko po to by bezmyślnie szokować i odbierać apetyt. naprawdę wystarczy sięgnąć do najprostszej biografii Pasoliniego, by spojrzeć na ten film troszeczkę inaczej.