Przykuł moją uwagę momentalnie mimo, że rola cicha, wręcz pokorna ale wycisnął z niej wszystko co było możliwe. W Chopin, Chopin! niewiele było prawdziwych ludzkich relacji, w zasadzie to jeden z moich największych zarzutów w kierunku filmu. Ale nie dotyczy to gry Przemysława Kowalskiego. Scena pożegnania jego brata wyciskała ze mnie łzy, ale nie ze względu na cierpienie Chopina tylko ze względu na cierpienie Josepha. Gdy wrócę następnym razem do tego filmu z przyjemnością jeszcze raz tego aktora obejrzę. Wielkie gratulacje! Jedna z najtrafniejszych decyzji osoby odpowiedzialnej za obsadę.