Zajebisty reżyser i czasami gra epizodyczne role w swoich filmach i nie tylko:] Pokazuje super czarny humor jakby chociaz "Cztery Pokoje" i super sensacyjne film jak : "Wściekłe Psy" czy też hit "Pulp Fiction". jeden z lepszych reżyserów współczesnego kina. Jeden na stu. pozdro i paa
„Wyposażenie apteczki samochodowej” – przedstawiłem tutaj piąty punkt z mojego zeszytu od PO, noszący właśnie taką nazwę.
Wyposażenie apteczki samochodowej : bandaże, opaski uciskowe, piła do odcinania kończyn, folia termiczna, skalpel, źródło ognia – w celu przypalenia ran, karabin snajperski, plastry, granaty, skarpety, czapka, Call of Duty, aparat fotograficzny – np. , przybornik małego skauta, względnie małego ratownika, w apteczce samochodowej powinny znajdować się też, no nie wiem, jakieś maszyny do tortur w celu użycia ich, aby nauczyć niepokornych kierowców powodujących wypadki, jak powinno się jeździć, wyobraźmy sobie taką scenę lub scenkę : Jest zwykły letni dzień, albo nie,yyy niechaj będzie to niezwykły letni dzień (ponieważ zwykły letni dzień w Polsce to deszcz i dwa stopnie Celsjusza) tak więc jest sobie wyjątkowy letni dzień, temperatura to jakieś 29 stopni, zwykła Polska droga, o tak, tak zwykła, dodam, że jest ona gdzieś na odludziu, aż dziw, że asfaltowa (oczywiście ta pięciocentymetrowa warstwa asfaltu ma jakieś piętnaście lat i miejscami na jej środku wyrosły wszystkiego nieświadome roślinki, tak pięknie wznoszące ku słońcu swe głowy, najprawdopodobniej są to mniszki lekarskie), tak jak już pisałem mamy na obrazku niebieskie niebo, słońce, trawkę (co prawda są to chaszcze, ale to nic) no i naszą drogę. Właśnie tą drogę dwa miesiące temu wybrało dwóch młodzieńców, ubierających się w stroje sportowe, którzy właśnie dopucowali swe maszyny, szybsze niż światło, wytrzymalsze od tytanu, czy kevlaru, najwspanialsze pojazdy, jakie kiedykolwiek zostały stworzone przez człowieka – fiaty sto dwadzieścia sześć p. Penerskie, przyciemniane szyby, ze znakiem Nike oraz ultrafiolet (którego zresztą nie było widać w dzień) sprawiały, że nikt nie przeszedłby obojętnie obok nich. Nasi chłopcy chcieli przetestować swe pojazdy, i dzisiejszy dzień udał im się znakomicie. Wstali rano, włączyli muzykę rozwijającą ich mózgi, pochłonęli śniadanie przygotowane przez ich mamy, ubrali się, otworzyli szeroko okna i spostrzegli, że w ten umówiony dzień jest taka piękna pogoda, uśmiech uformował się z ich ust. Pół godziny później byli na miejscu, niebo, trawa, słońce i droga.
Kto wygra będzie chodził z Violetą, piękną blondynką, krótkie nogi (jest bowiem zwykłych rozmiarów) zabójcza ciemna cera, stworzona przez najlepsze lampy w mieście, dorobione paznokcie, jasne jeansy, różowa bluzeczka odsłaniająca przedziurawiony plastikowym, imitującym diamenty, kolczykiem, jednym słowem cała Violeta.
Zawodnicy wsiadają do samojeżdżących samochodów (dziwne, że nikomu nie powiedzieli o swych zmaganiach) odpalają…słychać groźnie warczące silniki…ach jeden właśnie zgasł, lecz niestrudzony kierowca odpala jeszcze raz, daje więcej gazu i wszystko gra! …START! Rozwijają zawrotne prędkości dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę (dodam, że wcale nie jest to wolno jak na nasze „autostrady”) jadą łep w łep, jadą, jadą, zbliżenie na mleczyka. Mleczyk obserwuje jak z każdą chwilą pędzące smoki zbliżają się do niego, a wraz z nimi ich opony. Zbliżenie na oponę, prawie całkiem niemającą bieżnika, znowu widok mleczyka, który przygotował się do ataku pochylając swą złocistą głowę, znowu widok opony…zbliża się…zwolnione tempo, opona najeżdża na roślinkę, z jej łodygi tryska sok, jego krople spadając na ziemię, wprawiają w ruch piasek, którego małe cząsteczki, wręcz niewidoczne dla osób posiadających wadę wzroku, pływają sobie radośnie, całkowicie zatopione w cieczy, lecz nie to jest najważniejsze, ale to, że wraz ze śmiercią mleczyka opona, a co za tym idzie cały samochód, wjechały do dziury, z której wyrastał kwiatek. Cały pojazd skierowało na przeciwległy pas (w tym wypadku, drugą część dróżki, po której jechał drugi potwór) jeden z bohaterów by nie wjechać w drugiego i nie uszkodzić jego łysej głowy, wykonał perfekcyjny manewr, który zaprowadził go wprost…na drzewo…Zwolnione tempo przeszkoda w postaci przydrożnego klonu, całkiem okazałego, zbliża się z każdym milimetrem…przez głowę zawodnika z prędkością promieni świetlnych przeleciały myśli o Violetce, jej pięknych włosach, o samochodziku, przyciemnianych szybach, lecz przede wszystkim o mamusi, z którą się pokłócił wczoraj, mimo to ona przygotowała mu dziś grzanki i kakao i w tym momencie maska pojazdu uderzyła w drzewo, zbliżenie na rozpadającą się korę, lecące we wszystkich kierunkach jej kawałki, po tym tempo wraca do normalnego, widać jak samochód wbija się w drzewo, znowu zwolnienie tempa, nasz bohater, przez fakt nie zapiętych pasów, uderza w szybę, jego czoło zbliża się do niej, skóra zostaje przecięta, pojawia się krew, neurony przekazują wiadomość do mózgu, który przefiltrowując ją, wysyła w tamto miejsce kod z uczuciem bólu, wraz z pracą mózgu głowa wbija się w szybę. Opony mózgowe klienta dzielnie się spisywały, ale niestety nie mogą one zdziałać takiej siły naporu, jaka wytwarza się podczas podobnych wypadków i nasz bohater doznaje poważnego wstrząśnienia mózgu, po czym traci świadomość. Samochód do końca wbija się w ten nieszczęsny klon i w końcu powstałe siły wyrównują się i zatrzymuje się całkowicie…
W tym samym momencie koleś, który spowodował to całe zajście (a raczej spowodowała to dziura, w której spokojnie, do czasu, żył sobie mniszek lekarski, pseudonim – mleczyk, ale nie czepiajmy się szczegółów) również stracił panowanie nad pojazdem i wpadł w poślizg, który postanowił, że zaprowadzi go do rowu. Na jego nieszczęście samochód przewrócił się na bok, a ponieważ czuwała przy tym siła rozpędzonego malucha (do 90 ) jego drzwi zgniotły się, zakleszczając rękę bohatera. Na swoje szczęście lub nieszczęście nie stracił on przytomności…
Jest piękny dzień: słońce, niebieskie niebo (nad którym znajdują się nieskończone ilości gwiazd i planet i w ogóle materii kosmicznej), zielona trawka…i dwa bąki : jeden wgnieciony w drzewo, drugi leżący na boku, w rowie. Zawodnik przebywający w tym, w rowie nie ma się za dobrze, zresztą jego kolega również. Ma on, bowiem wytatuowaną rękę pomiędzy blachami drzwi, jak się pewnie domyślacie jest ona przecięta. Krew kapie. Bohater czuje to…Mijają godziny, wciąż jest jasno, gorąco. A on jest obolały, ustawiony w pozycji niepozwalającej mu się ruszać, a o wyciągnięciu ręki w ogóle nie ma mowy!(- Cóż za biedactwo!)
Jego myśli nie są już takie jak kolegi. Jest on „zdenerwowany” na to całe wydarzenie, na jakąś głupią (!) Violetę i na rów. O przyleciała jakaś muszka! O nie! Nie! Łazi mu po ranie! Mija czas…Muszka odlatuje, lecz w jego ręce są już jej jaja…Ale to obrzydliwe…A krew w zgodzie z czasem, płynie dalej, w pewnym momencie do mózgu chłopca dociera, że może się on wykrwawić! A wtedy już nigdy nie uderzy Violety za to, co się tutaj stało! Zaczyna się szarpać. Lecz to na nic i jeszcze powiększa się rana…zaprzestał…No , ale, do czego ja zmierzam!! Przecież napisałem, że w samochodowej apteczce, (której było brak u dwóch głupków) powinna znajdować się jakaś maszyna do tortur!
Weźmy tych szczunów i pomęczmy ich trochę!!! Niech się nauczą, że wariować na ulicach się nie powinno! Do roboty!!!!
W napisaniu tego „zadania” pomogło mi wsłuchiwanie się w pozytywne wibracje powstające przez drganie membran głośnikowych, z których wydobywała się muzyka z „Kill Bill’a”, jednym słowem słuchanie soundtracku z Kill Bill’a.
Twoja opowiesc mnie wciagnela i z wypiekami na twarzy sledzilem losy bohaterow. Z niekłamanym wstydem muszę przyznać, że przez ten czas zżyłem się z tumi "ludzmi" i mało brakowało, a zrobiłoby mi się ich szkoda... Nie wiem czy potrafiłbym poddac ich bezlitosnym tortutom mającym przyczynic sie do powiększenia ich wyobraźni i zapobiżenia podbnym wypadkom w przyszłości...
W końcu ani Norbert, ani tym bardziej młodszy od niego Damian nie mają zbyt dużych mózgów i męki na nic sie nie zdadzą. No chyba, że ma to byc rodzaj zemsty... Tylko za co? Za to że pragnęli Violi i stanęli do męskiego pojedynku?