Charakter miał jaki miał, a że się "złamał"- nie płakał, nie krzyczał, zwyczajnie narzekał. W takim piekle Ty byś narzekał po tygodniu, więc nie sądzę, żeby on był cipą, raczej wręcz przeciwnie.
No ok "pacyfista" hahahahaha rozumiem :D
Nie mam więcej pytań...
A no może poza jednym: skoro jesteś "pacyfistą" to po jaką cholerę oglądałeś serial wojenny, w dodatku do końca?
bo kocham mordowane na ekranie :) lubie to :) ale nikogo bym w życiu nie zabił, może okaleczył ale w obronie własnej :)
Kwestia facjaty akora. W książce Sledge'a jest inny Snafu, trochę walnięty przez wojnę, ale człowiek, którego chce się mieć w okopie, z ktróym można iść na piwo po wszystkim. Mnie irytował kolega Basilione'a, który ginie w 2 odcinku. Gra też w Walking Dead i wszystko przez to. Malek ma socjopatyczną twarz, która zniechęca ludzi do niego. Grając pokręcone postaci coraz bardziej naraża się na to, że będą go kochać (zazwyczaj fanki) lub nienawidzieć.
Zapamiętałem najlepiej scenę, w której rzucał kamykami do rozłupanej i wypełnionej krwią czaszki Japońca. W pełni ukazana makabra wojny, utrata hamulców i emocji. Ten człowiek nie bawiłby się tak nawet zabitym zwierzakiem w cywilu.
http://www.youtube.com/watch?v=S2uQGWiJHlE
chyba resztkami mózgu :)
fajna scena :) a poza tym hmm coś co jest inne od ciebie łatwiej odhumanizować co nie??
Był świetna postacią, odróżniającą się na tle pozostałych, w większości ukazanych prawie jak świętych, a mimo to wysuniętą na pierwszy plan. Podczas, gdy jego koledzy upadali moralnie coraz niżej, wydaje się, że on moralnie nisko był dawno przed nimi.
Rodzynek wśród morza patosu. :)
Zagrał autentyczną postać, widocznie prawdziwy Merriell Shelton też był taki. Inna sprawa, dlaczego amerykańskiego marine zagrał egipski aktor (Malek jest Egipcjaninem).
Snafu był najciekawszą i najfajniejszą postacią w serialu. Liczyłem na to, że nie zginie:) Scena z kamyczkami i mózgiem strasznie mnie ubawiła. Wiem, że to nie śmieszne ale nie potrafiłem przestać się śmiać:D