Ritchie był genialnym rock'n'rollowcem, można powiedzieć, że był jednym z prekursorów rock'n'rolla. Szkoda, że jego kariera była tak krótka. Pomyślcie, gdyby nie zginął, napewno długo by jeszcze grał. I racją jest też to, że to co grał JEST PRAWDZIWĄ MUZYKĄ. I nie dziwię się, że dzień, w którym zginął nie tylko on przecież (Buddy Holly i Big Booper(czy jakoś tak)też zginęli w tej katastrofie) jest nazywany dniem, w którym umarła muzyka. Niestety niektórzy nie umieją docenić tej prawdziwej muzy i słuchają jakichś Kalwi i Remi, Pussycat Dolls itp.