Wydaje mi się, że Gosling i Gyllenhaal to nadzieja aktorska młodszego pokolenia kina. Cóż, chyba oni jedyni nie są gwiazdami z powodu bywalstwa na imprezach. Po prostu w miarę nieźle wybierają sobie role, i jak narazie bardzo dobrze im idzie.
Cóż, może kiedyś będą z nich legendy. Ponieważ materiały na dobrych aktorów jakoś się kończą, takie dziwne czasy nastały, że liczy się ilość zaliczonych imprez, a nie filmów w którym ktoś grał. To robi się coraz smutniejsze, dla ludzi którzy czasem wolą obejrzeć coś ambitniejszego :|
Teraźniejsze kino potrzebuje jakiegoś powiewu świeżości.
Zauważyłam zresztą, że jak już jest jakiś dobry film, to jest niedoceniany przez młodzież, która teraz myśli tylko o tym gdzie się pokazać żeby się wylansować:)
Kurcze reżyserzy! Weźcie się za robotę bo ile można oglądać stare dobre filmy lat 60, 70, 80? Znaczy hehe, ja mogę, ale chciałabym zobaczyć też jakąś dobrą produkcję nowego tysiąclecia:D
Zgadzam sie z Tobą, też uważam, że Gosling to nadzieja młodszego pokolenia. Tyle, ze na drugim miejscu widziałam nieodżałowanego Heatha Ledgera...
Ale nie przesadzajmy z tym niedoborem, jest wielu młodych i ambitnych, którzy nie muszą szlajać się po imprezach, aby udowodnić swoją wartość. Ale trzeba od czegoś zacząć :) jak mają cię poznać, jeśli wciąż siedzisz w domu?? ;)