...a zarazem trochę ich nie lubię. Kubrick był mistrzem, tworzył trudno kino, chłodne, wyrafinowane i zdystansowane do bohaterów. Niełatwo się oglądane takie filmy, w których bohater jest traktowany przez reżysera z takim chłodnym dystansem. Np. Barry Lyndon to trzygodzinny film, którego fabuła całkowicie opiera się na życiu tytułowego bohatera, ale w żaden sposób widz nie jest w stanie go ocenić, a nawet cokolwiek o nim powiedzieć. Jakichkolwiek informacji o gł. bohaterze dostarcza mi beznamiętna narracji, typowa zresztą dla Kubricka. I takie są właśnie jego filmy. To są dla mnie majstersztyki pod względem narracji i kunsztu filmowego, ale jakoś nie mam do nich sentymentu. Kubrick nie był zwykłym reżyserem i nie robił zwykłych filmów, mają one znacznie większy wydźwięk. Czasem przypominaja sztukę teatralną, czasem groteskowy sen, a niektóre ujęcia zdają się być dziełem fotografa, nie reżysera. Był on skandalistą i wizjonerem, ale nie tworzył kina zaangażowanego, wyrażającego jego własną osobowość i szczerego w dialogu z widzem. Dlatego podziwiam go ale subiektywnie nie lubię. A jakie jest wasze zdanie?
Widzę, że jest ktoś, kto myśli w podobny do mnie sposób (choć nie do końca). Zacznę może od wspomnianego przez Ciebie Barry Lyndona, który to uważam za FORMALNIE najlepszy film wszechczasów - wszystko jest w nim genialne, od zdjęć, przez scenografie, muzykę, kostiumy, reżyserię, po prostu ósmy cud świata w sprawach artystyczno - technicznych. Jednak sam scenariusz i wydźwięk nie przemawia do mnie tak bardzo - nie ma w nim nic odkrywczego, film skupia się na opowieści o awanturniczym życiu, co prawda ciekawym, wiejskiego chłopaka, który wspiął się po szczeblach i został paniczem, po czym uświadomił sobie, że jego życie wraz z osiągnięciem marzeń stalo się puste i jałowe. Owszem, to ciekawy zamysł, ale czy wystarczający na trzygodzinną opowieść? Nie sądzę.
Po drugie - Odyseja Kosmiczna. Bez wątpienia jeden z moich ulubionych filmów, ale również muszę sprawiedliwie przyznać, że był krokiem milowym tylko w dziedzinie technologii. Uwielbiam jego długie, monumentalne sceny z walcem statków kosmicznych, uwielbiam tę cisze, uwielbiam te 20 minut materiału filmowego ukazującego "podróż w kosmosie", uwielbiam muzykę Straussa i fakt, że tak wspaniale ilustruje sceny, ale gdyby się nad tym filmem zastanowić - owszem, doszłoby się do naprawdę ciekawych refleksji (życie nie rozwinęło się samoistnie, rozwój duchowy i fiziczny człowieka zainspirowała siła wyższa, przełomowe momenty w historii ludzkości były wspomagane przez pozaziemskie istoty itp), ale zdaje mi się, że film jest ZBYT otwarty... w pewnym momencie można odnieśc wrażenie, że film jest uznawany za genialny, bo nikt nie odważy się zmieszać z błotem czegoś, czego w pełni nie może zinterpretować i wytłumaczyć.
Inne filmy mają już świetne scenariusze z żelaznymi konstrukcjami (ot, taka na przykład Mechaniczna Pomarańcza czy Jak przestałem się martwić i pokochałem bombę) i wnioski płyną z konkretnych scen, wydźwięk jest jednoznaczny, zazwyczaj groteskowy i gorzki.
Co do wspomnianego przez Ciebie wrażenie, że filmy wydają się być dzielem fotografa - cóż, one właśnie są dziełem fotografa! Z tym, że w wiekszości był nim sam Kubrick! Wspaniała anegdotka wiążę się z filmem Spartakus, gdzie Kubrick wykonywał zdjęcia zamiast operatora. Ten w pewnym momencie chciał odejśc z pracy, za co Kubrick go zbeształ i kazał siedzieć cicho. Efekt byl taki, że operator ten dostał Oscara za zdjęcia ;). Ponadto Stan był genialnym fotografem, samodzielnie konstruował kamery, wymyślił i zastosował wiele technologii przełomowych dla dzisiejszego kina.
Co do zżycia sie z bohaterami - to wynika to chyba z sytuacji na planie filmowym u Kubricka, gdzie zawsze panowała atmosfera kłótni. Jack Nicholson popadał w depresje podczas kręcenia Lśnienia, inni aktorzy wspominali pracę z nim jako koszmar. Kubrick w niektórych swoich filmach zdaje się traktować czynnik ludzki marginalnie, skupiając się na opowieści. Tylko jeden aktor przez niego reżyserowany dostał Oscara (Peter Ustinov) i tylko jeden był do nagrody nominowany (Peter Sellers).
Nie ma co się oszukiwać - Kubrick wielkim rezyserem był, wirtuozem ekranu, magikiem i iluzjinistą. Jego filmy formalnie wyprzedzają zawsze o kilka dekad współczesne sobie dzieła. Nieważne, co by o nim mówić - prawda jest taka, że jego filmy zawsze fascynują, wciągają i nie pozostawiają widza obojętnym... i chyba o to chodzi.
Pozdrawiam.