Vivien Leigh

Vivian Mary Hartley

9,3
6 302 oceny gry aktorskiej
powrót do forum osoby Vivien Leigh

Taki tytuł nosił angielski film dokumentalny, który miałem przyjemność zobaczyć. Zakochałem się w tej aktorce od pierwszego wejrzenia, to było jak magia- zobaczyć Ją na ekranie, jak kreuje najwspanialszą rolę kobiecą w historii kina. "Gone with the wind" było pierwszym filmem z Vivien, który zobaczyłem... i tak to się zaczęło. Wtedy też postanowiłem, że nauczę się angielskiego, żeby zobaczyć film w oryginale. Od tamtego czasu minęło 10 lat. Rzadko spotyka się aktorkę, która tak wspaniale zagra swą rolę, że kreację tą będzie się wspominać po prawie 70 latach. Rzadko spotyka się taką osobowość, bez której nie wyobrażamy sobie jakiegoś filmu, rzadkością również jest szafowanie opiniami, że w danej roli nie wyobrażamy sobie nikogo innego- a tak jest z Vivien w przypadku roli Scarlett O'Hara. Bez wątpienia jest Ona wielką postacią kina, dla mnie źródłem inspiracji, fascynacji, tej tkliwej czułości, jaka ogarnia mnie gdy o Niej pomyślę. Mam ogromny szacunek dla Niej jako aktorki- bo całą swą karierą, mimo psychozy maniakalno-depresyjnej, która ją nękała od 30 roku życia, mimo wsztstkich okoliczności udowadniała, że w każdej kreowanej przez siebie roli ujawnia się cząstka jej osobowości. W jej francuskiej biografii "Vivien Leigh l'art et fou" autorka Marianne Viarid-Tissot niesłusznie pisze, że Vivien przez większość swej aktorskiej kariery pozostawała w cieniu męża- Lawrence'a Oliviera. Fakt, ograniczała swe występy na srebrnym ekranie aby być blisko Larry'ego co zaowocowało jej wspaniałymi kreacjami teatralnymi- dość powiedzieć, że Vivien jest wybitną odtwórczynią ról szekspirowskich, że to Ona zaznajomiła Oliviera ze sztukami Osborne'a, że wspołpracowała z Williamsem nad "A streetcar named desire". To właśnie rola kruchej, subtelnej Blanche Dubois jest moim zdaniem Jej najlepszą kreacją. Słowa Blanche, które padają w momencie gdy na jaw wychodzą prawdziwe przyczyny jej przyjazdu: "I want magic, magic, yes magic in my life, it's only thing I wanted so much..." stały się kanwą mojej maturalnej pracy. T kwestia najpełniej oddaje wyabstrahowany charakter Blanche, jej nieprzystosowanie się do reguł otaczającego świata, to desperackie poszukiwanie i pragnienie akceptacji, szczęścia, miłości... Maria Callas, kolejna z moich Bogiń, zapytana przed śmiercią o największe niezrealizowane pragnienie powiedziała: zobaczyć Vivien Leigh na scenie. Wielka to szkoda, że kreacji wybitnych artystów nie uwieczniano na taśmach filmowych dla potomnych. Bo jak mawiała Karen Stone: "Piękni ludzie rządzą się własnymi prawami".

użytkownik usunięty
marcindrewicz

W pełni popieram. Tyle że ja mimo wszystko ubóstwiam Vivien za Scarlett.

Doceniam ale czy nie uważasz że sprowadzanie jej talentu tylko do roli Scarlett to trochę za mało. Rozumiem że to rola fenomenalna i najbardziej znana, ale prawdzie perełki jej sztuki aktorskiej tkwią miom zdaniem gdzie indziej- w Tramwaju zwanym pożądaniem oraz w Rzymskiej wiośnie Pani Stone. Ubóstwiam ja za odwagę w podjeciu roli pani Stone (a dlaczego wyjaśniam w moim blogu) oraz za lekcje poglądową jej samej w Tramwaju. Vivien zagrała Scarlett, grając w Tramwaju grała samą siebie.

użytkownik usunięty
marcindrewicz

Moja wypowiedź nie miała absolutnie na celu zasugerowania, że cenię Vivien jedynie za Scarlett, a jeśli tak to zabrzmiało, to pragnę to sprostować. Vivien zagrała w tylko 19 filmach. Ja widziałam ich większość ("Wyspa w płomieniach", "Burza w szklance wody", "Dark Journey", "Zaułek św. Marcina", "Jankes w Oxfordzie", "Przeminęło z wiatrem", "Pożegnalny walc", "Lady Hamilton", "Cezar i Kleopatra", "Anna Karenina", "Tramwaj zwany pożądaniem", "Rzymska wiosna Pani Stone"). I dla mnie jest największą aktorką w historii. Genialna w dramacie i komedii. Oczywiście, rola Blanche Dubois była wybitna i ogromnie trudna do zagrania, a niech o geniuszu Viv świadczy fakt, że tak dobre aktorki, jak Jessica Lange czy Ann-Margret nie potrafiły nawet w połowie zagrać tak dobrze jak ona. Vivien nie była Blanche, po prostu nieświadomie i niecelowo przeniosła na nią wiele swoich cech. Ale czytałam o niej wiele książek i jej charakter był zupełnie inny niż Blanche, choć pozornie mógłby wydawać się indentycznym. A co do Scarlett-tak, to chyba razem z Rhettem najsłynniejsze role w dziejach kina. Ale to nie znaczy, że mniej genialna niż Blanche. Wiele hollywoodzkich aktorek z Oscarami na koncie straciło szansę na tę rolę nie tylko ze względu na określone emploi, inny typ urody czy wiek, ale też brak tego talentu. Vivien zagrała Scarlett taką, jaką stworzyła ją Margaret Mitchell. Każdy jej gest. Na swoim blogu w temacie o Vivien napisałam, że dla mnie najbardziej genialnie zagraną przez jakiegokolwiek aktora sceną jest ta, w której Scarlett po ucieczce z Atlanty będąc w Tarze szuka matki i dowiaduje się, że ona nie żyje. To jest po prostu majstersztyk. Tu już lepiej nic zagrać się nie dało. W moim przekonaniu "Rzymska wiosna pani Stone" to dosyć kiepski film, a Vivien jest w nim jak zawsze świetna, ale nie jest to już rola tej wielkości, co Scarlett, Blanche, czy Emma Hamilton. Chyba ze względu na kiepski scenariusz.

"Rzymska wiosna " kiepskim filmem? Bez przesady... czytałem książkę Williamsa w oryginale, uważam, że film idealnie oddaje jego zamysł postaci nakreślonej przez niego w powieści- kobiety samotnej, zagubionej, nie dającej rady udźwignąć brzemienia upływu lat, poszukującej akceptacj w ramionach młodszego mężczyzny. Film ten jest odważny w swojej tematyce- zauważ, że powstał w latach 60. wtedy jeszcze nie uważano powszechnie że kobieta może mieć prawo do manifestowania własnych potrzeb cielesnych. I wydźwięk tego filmu- niesamowicie smutne i przygnębiające jest sprowadzenie wartości własnej osoby do uczuć włoskiego żigolo.
Mam tylko pytanie- bo czytałem Twój wpis na temat Vivien. Skąd zdobyłaś ST. MARTIN'S LANE? CzY ZAKUPIŁAŚ go podczas np. podróży do Wielkiej Brytanii? Jeśli zdobyłaś go gdzieś w Polsce albo ściągnełaś z neta to wdzięczny bybym o namiary- dotychczas myślałem, że w Polsce niewiele osób specjalnie interesuje się Vivien (bo większość zakończyła poznawanie i odkrywanie tej cudownej Brytyjki na Gone with the wind).

użytkownik usunięty
marcindrewicz

Cóż, ja uważam, że "Rzymska wiosna pani Stone" jest dość kiepskim filmem, jedną z najgorszych ekranizacji Williamsa. Jedynie role Vivien i Lotte Lenya są tutaj elementami ratującymi ten film. Warren Beatty wprost tragiczny. Widziałam ostatnio wersję z 2001 roku z Olivierem Martinezem-mniej znany i ceniony aktor, a zagrał to lepiej.
"Zaułek św. Marcina" mam jako jeden z czterech filmów z serii Vivien Leigh Classics, zamówione na www.amazon.com. Żeby to obejrzeć, trzeba mieć odtwarzacz czytający płyty z regionu amerykańskiego. Ja mam laptopa, więc na nim sobie obejrzałam. Poza tym na amazon.com kupiłam jakieś 40 książek o gwiazdach starego kina, w tym masę o Vivien, jedną poświęconą jej związkowi z Olivierem, jakieś dwie na temat Oliviera i wiele, wiele innych. Te książki są w większości używane, więc tanie, tylko naliczają nieźle za przesyłkę. I używane można kupić tylko jeśli zostaną dostarczone na teren USA. Dla mnie odebrała je mieszkająca tam znajoma, potem przesłała paczką.

Bardzo dziękuję za informacje- dotychczas jakiekolwiek biografie Vivien musiałem zdobywać przez księgarnie obcojęzyczne. Z FILMAMI Z vIVIEN z jej wczesnego okresu kariery jest niestety w Polsce kiepsko, a uważam że interesująco wypada porównanie jej aktorskiego warsztatu powiedzmy z "Fire over England" (ten rozbrajający cieniutki głosik) z "Przeminęło z wiatrem". W ciągu tych dwóch lat niezwykle dojrzała jako aktorka co, pomijając wymagania jakie niosła za sobą rola, jest godne podziwu. Jeśli to Ty jesteś autorką polsiej (chyba jedynej) strony o Vivien, to gratuluję pomysłu, samego wykonania no i włożonego wysiłku. Tu es absolument fanatique de cette actrice.

użytkownik usunięty
marcindrewicz

A dziękuję, jestem autorką tej strony, powstała w maju 2004, ale już dawno jej nie aktualizowałam, z braku czasu, zresztą denerwują mnie problemy techniczne. ;) Ale chyba do tego wrócę.

Czytałem również Twój wpis a propos "Angielskiego pacjenta"- Twoja reakcja świadczy (przepraszam, bardzo subiektywne będzie to co napiszę, ale jestem silnie emocjonalnie związany z filmem i bronię go jak mogę przed oskarżeniami typu głupi romans) iż Twoje odczucie świadczy o głębokim zrozumieniu dla historii głównych bohaterów. Wcale nie jest łatwo wzruszyć się na tym filmie- przecież miłość Catherine i Almasyego to uczucie fatalne. The New York Times napisał, że to najpiękniejszy romans końca XX wieku. Ja kazdego komu spodobał się film odsyłam do książki Michaela Ondaatje "The English Patient". Napisana jest przepięknie, po prostu jak proza poetycka- warta uwagi.
Piszę tak dużo bo nie mam z kim pogadać o dobrych filmach, większość kumpli swe zamiłowania ogranicza do Tomb Raidera i innych treściwych i opiniotwórchych filmów.

Co do jednego tylko muszę się kategorycznie nie zgodzić- wybór między Josephem a Ralphem jest bezkonkurencyjny. Na korzyść Ralpha oczywiście. Uważam iż on praktycznie w każdej swej roli zawiera pierwiastek sensualności, poza Listą Szindlera rzecz jasna. Widziałem też go w spektaklach teatralnych- jest absolutnie genialny. Porównanie go z jego bratem to jak zestawić Real Madryt z Legia Warszawa, albo z bliższej mi dyscypliny- Pete'a Samprasa z Łukaszem Kubotem.

użytkownik usunięty
marcindrewicz

No cóż, na pewno Ralph dotychczas pokazał się w wielu lepszych rolach niż Joseph. Ale w moim skromnym odczuciu rola Josepha w "Zakochanym Szekspirze" o wiele bardziej zasługiwała na wyróżnienie choćby nominacją do Oscara, niż Gwyneth Paltrow.

Co do filmu "Zakochany Szekspir", osobiście uważam ten film za marny i kiepski, opowiadający błahą historyjkę, gdzie stereotyp goni stereotyp. Nie przukuła mojej uwagi jakoś szczególnie rola Josepha Fiennesa, za to Gwyneth- tragedia, za głowę się złapałem jak usłyszałem że dostała Oscara. Za co? Przecież ta scena jak czyta rękopis Romea i Julii jest tak okropnie przesłodzona i przelukrowana. Potrafię wskazać co najmniej dziesięć ról kobiecych, które bardziej zasługiwałyby na przyznanie Oscara, na pewno nie byłaby nią rola z Zakochanego Szekspira. Może wynika to z faktu, że nie za bardzo przepadam za Partlow i w zwiążku z tym moja ocena nie jest w pełni obiektywna. Jedyny film jaki utkwił mi w pamięci z Partlow to Sulvia, lecz bardziej z powodu, iż fascynuje mnie osoba Sylvii Plath, niż z powodu urzekającej kreacji Partlow. Zresztą mam niejako pretensje do scenarzystów tego filmu- ukazali główną bohaterkę jako ofiarę. Listy Plath i prowadzony przez nią dziennik udowadniają, że z pewnością ofiarą nie była ani za taką się nie uważała.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones