Dzieło Kiriłła Serebrennikowa dobrze się interpretuje, ale kiepsko ogląda. Nic dziwnego, że po pokazie prasowym pewien znany krytyk wystękał jedynie zmęczonym głosem: Cała Rosja...
Choć "Dzień w Juriewie" otrzymał w ubiegłym roku główną nagrodę na Warszawskim Festiwalu Filmowym, przyjemność płynącą z obcowania z tym filmem można porównać do wybierania zamarzniętej ziemi gołymi rękami. Dzieło Kiriłła Serebrennikowa dobrze się interpretuje, ale kiepsko ogląda. Nic dziwnego, że po pokazie prasowym pewien znany krytyk wystękał jedynie zmęczonym głosem: Cała Rosja... Najlepsze w "Juriewie" jest rozegrane na pograniczu sennego koszmaru zawiązanie akcji. Znana diwa operowa przyjeżdża z dorastającym synem do rodzinnego miasteczka. Skutą lodem, zamgloną krainę zamieszkują różnej maści degeneraci. Wycieczka po upiornych miejscach młodości nabiera rumieńców, gdy Andriej znika w tajemniczych okolicznościach. Serebrennikow nie zamierza jednak wykorzystać potencjału drzemiącego w dramatycznym zakręcie fabularnym - "Dzień w Juriewie" nie staje się więc zapijaczonym, ubranym w kufajkę i gumiaki "Frantikiem", lecz symboliczną opowieścią o rosyjskiej duszy, która nie daje się spętać obcym pierwiastkom. Na pierwszy rzut oka Luba wydaje się wyzwoloną obywatelką świata - jest bogata i ceniona przez melomanów, a jej piękny operowy głos przekracza granice polityczne i kulturowe. Jednak gdy bohaterka decyduje się na chwilowy powrót do korzeni, okazuje się, że te nie chcą jej wypuścić. Prawdziwym światem Luby jest Juriewo - choć odpychające i obrzydliwe, stanowi integralny składnik jej "wschodniej" świadomości. Zrzucenie złotych szat Zachodu nie będzie jednak łatwe. Bohaterka poświęci dobytek, syna i własne ciało, w zamian odzyskując przytępioną przez dobrobyt duchowość. Sorry, nie potrafię zrozumieć Rosji. Nie wiem, skąd w tamtejszych filmowcach przekonanie, że głęboki mistycyzm może zastąpić sprawiedliwe prawo i uczciwą władzę. Brnąc pośród śnieżnych zasp przez bite dwie i pół godziny, wychodzę z kina intelektualnie przemarznięty i nieczuły na nawiedzone podszepty reżysera. Serebrennikow mógłby być rosyjskim Lynchem, gdyby nierozwiązana tajemnica była dla niego punktem wyjścia dla inteligentnej gry z widzem. Prorocy nie mają jednak poczucia humoru: albo się człowiek roztopi w klimacie filmu, albo będzie uciekał z kina co sił w nogach.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu