Recenzja filmu

Wiatr buszujący w jęczmieniu (2006)
Ken Loach
Cillian Murphy
Pádraic Delaney

Bratobójcze żniwa

Kino <a href="http://www.filmweb.pl/Person?id=45648" class="n">Kena Loacha</a> często postrzegane jest wyłącznie jako wyraz określonych ideologicznych przekonań. Tak mówił o jego nim choćby <a
Kino Kena Loacha często postrzegane jest wyłącznie jako wyraz określonych ideologicznych przekonań. Tak mówił o jego nim choćby Michał Rosa w wywiadzie dla Filmwebu. Dla wielu widzów bohaterowie Loacha do tego stopnia podporządkowani są strukturze społecznej i przemianom gospodarczym, iż właściwie tracą jakąkolwiek zdolność kontrolowania własnego życia. O tym, że są to opinie uproszczone, a brytyjski reżyser potrafi zrzucić klasowy gorset i skoncentrować się przede wszystkim na postaci, na konkretnym człowieku, najlepiej można się przekonać oglądając jego ostatni film "Wiatr buszujący w jęczmieniu". Loach ma już za sobą wyprawy w przeszłość. W filmie "Ziemia i wolność" porzucił robotnicze dzielnice współczesnych miast i opowiedział o ogarniętej wojną domową Hiszpanii. Tym razem przywołał wydarzenia bardziej drażliwe dla Brytyjczyków, ukazując początki wojny domowej w Irlandii lat 20-tych. Damien (Cillian Murphy) to świetnie się zapowiadający młody lekarz. Właśnie ma rozpocząć pracę w szpitalu w stolicy Zjednoczonego Królestwa. Niejednokrotnie oglądał okrucieństwa brytyjskich wojsk wobec irlandzkiej ludności, ale zbrojny opór, za jakim opowiada się jego brat Teddy (Padraic Delaney), uważa za szaleństwo. Coś w nim pęka, kiedy na stacji kolejowej jest świadkiem brutalnego pobicia maszynisty, który odmówił przewiezienia zbrojnego oddziału Brytyjczyków. Damien obserwuje, jak ostatni wagon pociągu do Londynu znika za zakrętem, po czym odstawia lekarską torbę i wstępuje do IRA. Zarzuty o brak patriotyzmu, nienawiść do własnego kraju, szeroko rozumianą "antybrytyjskość", były zapewne nieuniknione. Zbyt bolesny to temat, aby mówić o nim bez emocji. Obrońcy reżysera wskazywali jednak, że po obu stronach konfliktu ukazał zarówno podłość, jak i szlachetność. Wśród Brytyjczyków trafiają się przyzwoici żołnierze, zaś w szeregach IRA znalazło się miejsce dla drani i hipokrytów. Choć to istotny argument, nie mówi o filmie całej prawdy, bowiem w "Wietrze buszującym w jęczmieniu" najbardziej uderza zdecydowana odmowa operowania jakimikolwiek kategoriami zbiorowymi. Nie ma "Brytyjczyków" - jest sadystyczny, wąsaty sierżant. Nie ma zdrajców narodowej sprawy - są niedawni towarzysze broni, którzy po ugodzie z rządem w Londynie dokonali takiego, a nie innego wyboru. Nakaz włączenia bliskiej osoby - sąsiada, kolegi - w szeroką kategorię, do której en bloc przynależą wrogowie, jest największą tragedią dla bohaterów tej opowieści. Znający wcześniejsze filmy Loacha mogą wyjść z kina zaskoczeni, być może również nieco rozczarowani. Piewca klasy robotniczej porzuca obskurne puby, źle oświetlone stacje metra, ciasne klitki? Karze nam się zachwycać surowym pięknem irlandzkiej przyrody? Próbuje wywołać łatwe wzruszenie, serwując skrojoną według hollywoodzkich standardów opowieść o bratobójczej walce? Nie da się zaprzeczyć, że "Wiatr buszujący w jęczmieniu" znajdzie oddźwięk również wśród tych widzów, których do tej pory kino Loacha zupełnie nie interesowało. Trudno jednak czynić z tego zarzut. Co więcej, kiedy przyjrzeć się uważniej zarysowanym na ekranie konfliktom postaw, widać wyraźnie, jak bardzo ten film różni się od historycznych widowisk bazujących na mocnych opozycjach. Kiedy Amerykanie opowiadali o Pearl Harbor, Ben Affleck stanowił ucieleśnienie marzeń, życiowych dążeń i poczucia obowiązku, jakie stały się udziałem wszystkich amerykańskich chłopców. Dlaczego oddział żołnierzy z narażeniem życia ratuje samotnego szeregowca? Ryan, co zostaje wyraźnie powiedziane, symbolizuje synów wszystkich amerykańskich matek. Tymczasem grany przez Cilliana Murphy'ego Damien jest przede wszystkim czyimś chłopakiem, bratem, przyjacielem. Kiedy rezygnuje z tych ról, przegrywa. Kiedy zamiast bronić swoich bliskich zaczyna bronić Słusznej Sprawy, może zostać męczennikiem, ale w gruncie rzeczy jest skończony. Prawdziwymi bohaterami są w tym filmie ci, którzy na wszystkie argumenty odpowiadają po prostu: "Nie będę strzelał do przyjaciół". Czy ktoś nadal uważa, że w przypadku Loacha mamy do czynienia z prymitywnym marksistą?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tegoroczny laureat Złotej Palmy na festiwalu filmowym w Cannes to według mnie obraz poprawny,... czytaj więcej
"Wiatr buszujący w jęczmieniu", film Kena Loacha i zdobywca Złotej Palmy, to bardzo interesujące dzieło.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones