Recenzja filmu

Gotti (2018)
Kevin Connolly
John Travolta
Spencer Rocco Lofranco

Daleko od klasyki

Twórcy filmu nie potrafią pokazać ani tych postaci, ani atrakcyjnie przedstawić ich zmagań. Naprawdę trudno z tak porywającej historii zrobić nudny film – ale twórcom "Gottiego" właśnie to się
W swoich największych osiągnięciach film gangsterski potrafił wspiąć się na wyżyny epickiej opowieści o Ameryce. Arcydzieła gatunku stawały się lustrem, w którym odbijała się mroczna, brzydka strona amerykańskiej rzeczywistości: przemoc, brutalna walka o władzę i pozycję społeczną, nędza złych dzielnic wielkich miast, korupcja i ogólne zepsucie, przenikanie się polityki i na ogół nielegalnego biznesu. "Gotti" niestety od klasyki gatunku znajduje się bardzo, bardzo daleko. Szkoda tym bardziej, że biografia bohatera dostarczała materiału na wielkie kino.


John Gotti przeszedł drogę od nędzy i drobnej bandyterki do pozycji głównego bossa rodziny Gambino – jednej z pięciu wielkich, mafijnych rodzin, kontrolujących większość przestępczości zorganizowanej w Nowym Jorku. W latach 80. Gotti był przestępcą-celebrytą. Gościł na okładkach tabloidów. Zadawał szyku w drogich, dwurzędowych garniturach. Kontrolował przepływ potężnych sum brudnych pieniędzy – przychody rodziny Gambino w tamtej dekadzie szacuje się na 500 milionów dolarów rocznie. Sam Gotti tracił wielkie sumy z powodu hazardowego nałogu. Kolejne sprawy, jakie wytaczała mu prokuratura, kończyły się uniewinnieniem. Gotti wiedział, jak wkupić się w łaski ławy przysięgłych. Do czasu, aż w 1992 roku został skazany na dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia – za szereg zarzutów rozciągających się od lichwy, przez kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, po zlecanie zabójstw konkurentów.


Twórcy filmu nie radzą sobie z opowiedzeniem tej historii. W "Gottim" mamy zalążki dwóch filmów, z których żaden nie rozwija się w udane dzieło. Pierwszy to historia relacji Gottiego z jego synem – Johnem jr. Jako młody chłopak John jr wylatuje z akademii wojskowej i idzie w ślady ojca. Narracyjną ramę stanowi jego rozmowa z osadzonym w więzieniu, chorym ojcem. John jr pragnie przyznać się do winy w zamian za niższy wyrok – nie chce, by jego dzieci wychowywały się bez ojca. W rodzinie Gambino tak się jednak nie postępuje. John próbuje nakłonić syna, by do końca trzymał się etosu Cosa Nostry.

Sceny z domu państwa Gottich, które pokazują, jaką cenę rodzina mafiosa płaci za jego przestępczą karierę, obiecują ciekawą perspektywę. Niestety, twórcy szybko ją zarzucają na rzecz drugiego wątku – wzlotu i upadku Gottiego w nowojorskim świecie przestępczym. To bez wątpienia interesująca historia, pełna barwnych postaci i zwrotów akcji. Jak się powszechnie uważa, Gotti został szefem rodziny Gambino po tym, jak zlecił morderstwo poprzedniego – Paula Castellano. Największym rywalem Gottiego w latach 80. był z kolei szef rodziny Genovese, Vincente Gigante. By uniknąć ewentualnej odpowiedzialności karnej, systematycznie udawał szaleńca, spacerując po centrum Nowego Jorku w pidżamie lub szlafroku, bełkocząc coś niezrozumiale pod nosem.


Twórcy filmu nie potrafią pokazać ani tych postaci, ani atrakcyjnie przedstawić ich zmagań. Naprawdę trudno z tak porywającej historii zrobić nudny film – ale twórcom "Gottiego" właśnie to się udało. Nie czujemy stawek, o jakie walczą mafiozi, cała narracje nie ma napięcia, nie angażuje emocjonalnie. Nie widać też szerszego, społecznego tła, w jakim działa mafia. I to mimo wykorzystania archiwalnych materiałów z epoki, w tym bardzo ciekawych relacji telewizyjnych z pogrzebu Gottiego – dziesięć lat po upadku żegnanego z wielkim szacunkiem przez całą swoją dawną dzielnicę. Cóż, korzystać z archiwów trzeba umieć, nie każdy ma do tego talent ekipy od "Narcos".

"Gotti" zawodzi też aktorsko. John Travolta w tytułowej roli jest bardzo daleki od swojej dobrej formy, na którą wciąż przecież potrafi się wznieść  – by przypomnieć tylko niedawną rolę adwokata O. J. Simpsona, Roberta Shapiro, w serialu "American Crime Story". Natomiast Spencer Rocco Lofranco jako John jr to już od początku do końca obsadowa pomyłka.

Pozostaje mieć nadzieję, że postać Johna Gottiego weźmie kiedyś na warsztat bardziej utalentowany zespół. 
1 10
Moja ocena:
4
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones