Recenzja filmu

Wielka cisza (2005)
Philip Gröning

Film o pięknie

Szedłem do kina na "Wielką ciszę" z nastawieniem, że film ten pozwoli mi spojrzeć na świat i na życie oczami kartuskiego mnicha, że pozwoli mi się z nim utożsamić, pozwoli mi uczestniczyć w jego
Szedłem do kina na "Wielką ciszę" z nastawieniem, że film ten pozwoli mi spojrzeć na świat i na życie oczami kartuskiego mnicha, że pozwoli mi się z nim utożsamić, pozwoli mi uczestniczyć w jego poczuciu Boga. Stosunkowo szybko poczułem rozczarowanie, że nie jest mi dane to przeżywać. Co prawda film daje bardzo silne przekonanie, że tak naprawdę tylko w ciszy można głęboko odczuć bliskość Boga, co prawda nie można mieć wątpliwości co do wspaniałej głębi duchowości mnichów, ale niestety jest to duchowość niedostępna dla widza. Może dlatego, że przeciętny widz nie ma możliwości takiego wyciszenia się jak kartuzi (świat przeciętnego widza to świat z przelatujących wysoko nad klasztorem szybkich odrzutowców), ale może przeszkodą był tu sposób filmowania. Gdyby "Wielka cisza" miała być filmem zbliżającym widza do duchowych przeżyć kartuzów, to czy nie powinno być w niej stosunkowo więcej scen modlących się mnichów, a mniej scen przedstawiających codzienne życiowe czynności i sam budynek klasztoru oraz jego otoczenie? Czy dla osiągnięcia takiego celu nie zabrakło np. długiej, wielominutowej sceny samotnej medytacji mnicha? Przecież to film kontemplacyjny. Przede wszystkim wydaje mi się jednak, że na odbiorze filmu zaważa przyjęcie konwencji, że kamera jest obserwatorem życia zakonnego, a nie jego uczestnikiem. To jest obserwator z zewnątrz, bardzo uważny, ale jednak niezwiązany z przedstawionym światem. Patrzy na mnichów w kaplicy z góry, z miejsca, gdzie prawdopodobnie żaden mnich w tej chwili by nie stał. Nieruchomo stoi w korytarzu i patrzy na mnichów idących na wspólną modlitwę. Wszyscy mnisi idą, a on stoi, bo nie jest z ich świata. Patrzy na pusty korytarz z miejsca, w którym nie może stać żaden mnich, bo wszyscy są w tym czasie na modlitwie. Chciałem poczuć się jednym z mnichów, ale nie mogłem. Moglibyśmy się nimi poczuć tylko wtedy, gdyby kamera patrzyła oczami jednego z kartuzów, rzeczywistego lub wyimaginowanego. Niektórzy chwalili autora za zamieszczenie w filmie sceny, w której pewien mnich po modlitwie wstaje, kieruje się w stronę kamery i do niej się uśmiecha. Jest i druga taka scena - gdy stary mnich ogrodnik wraca do budynku klasztornego po odgarnianiu śniegu w ogródku. Te sceny pokazują sztuczność, powierzchowność naszego kontaktu z mnichami. Te uśmiechy jak gdyby mówią: nie macie dostępu do naszego prawdziwego świata. Mnich uśmiecha się do nas jako do obserwatora, a nie jak do współbrata, demaskuje nasze podglądactwo (tak, to tylko podglądactwo, a nie współuczestnictwo). Robi to w sposób serdeczny, ale jest w tym uśmiechu coś takiego, jakby był zwrócony do nierozumiejącego wielu rzeczy dziecka. Nie możemy poczuć jedności z mnichami, nie możemy się z nimi utożsamić, nie możemy poczuć ich przeżyć wewnętrznych, lecz możemy dzięki temu filmowi odkryć inną, wspaniałą rzecz. Obserwator kartuzów ma możliwość wyciszenia się w ich otoczeniu, w oddalonym od ludzkich siedzib miejscu ich zamieszkania i w tym wyciszeniu ma możliwość obserwowania świata. Ileż to cudów piękna, ileż arcydzieł natury można dostrzec, gdy w spokoju patrzy się na świat! Ileż zachwytu może stać się naszym udziałem, gdy w wyciszeniu przyjrzymy się temu, co nas otacza! Mnóstwo rzeczy jest dla nas oczywistych i zwyczajnych, ale jeśli przyjrzymy się im bliżej, zobaczymy, że zwyczajne nie są. Oczywiste jest, że z mokrego naczynia ścieka woda, ale jakie piękne jest jej ściekanie! Oczywiste jest, że w zakurzonym pomieszczeniu unoszą się drobiny pyłu, ale jakie piękne jest to ich unoszenie się w świetle słońca! A czy nie jest wspaniałe, że metalowe misy, uderzając o siebie, wydają dźwięk?! Czy nie jest poruszające, że zawieszone przy ścianie płótno faluje pod wpływem wiatru?! Jak ono cudownie faluje! A jakże urzekająca jest przyroda! Miałem podczas projekcji łzy wzruszenia w oczach, gdy patrzyłem na deszcz, na kołysany wiatrem las, na mgłę rozpościerającą się w dolinie (ach, jak żałowałem, że to statyczne ujęcie mgły trwało tylko minutę!). "Wielka cisza" z założenia miała być prawdopodobnie filmem o pięknie życia zakonnego, życia wewnętrznego, życia kierującemu się ku innemu światu, a paradoksalnie stała się chyba filmem o niewiarygodnym pięknie naszego doczesnego świata, pięknie, w którym, trzeba dodać, jest jego Stwórca. Nie jest dla nas dostępny świat kartuzów, ich droga do Boga, ale może naszą drogą do Niego jest właśnie kontemplacja piękna otaczającego nas świata. Może właśnie takie jest przesłanie tego filmu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Klasztor Kartuzów, położona w malowniczych Alpach Francuskich siedziba zakonu, o najsurowszej regule w... czytaj więcej
"Dzień był łagodny, światło przyjazne. Ten Niemiec na tarasie kawiarni trzymał na kolanach niedużą... czytaj więcej
La Grande Chartreuse. Tutaj dzieje się życie. Życie, którego rytm wyznacza wahadło klasztornego dzwonu i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones