Final Fantasy

<a href="aa=1065,fbinfo.xml" class="text"><b>"Władca pierścieni"</b></a> to tytuł, który od ponad pół wieku rozpala wyobraźnię czytelników na całym świecie. Trylogia pióra J.R.R. Tolkiena została
"Władca pierścieni" to tytuł, który od ponad pół wieku rozpala wyobraźnię czytelników na całym świecie. Trylogia pióra J.R.R. Tolkiena została uznana za jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą (zależy od plebiscytu) powieść XX w., a obecnie należy do najczęściej wznawianych utworów na naszej planecie. Na całym świecie istnieją kluby zrzeszające fanów "Władcy pierścieni", a ich oddanie powieści bywa niekiedy fanatyczne. Nic więc dziwnego, że kiedy kilka lat temu nowozelandzki reżyser Peter Jackson, który do tej pory słynął jako twórca niskobudżetowych horrorów "Martwica mózgu" i "Bad Taste", ogłosił, iż zamierza zekranizować trylogię Tolkiena na świecie zawrzało. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać strony internetowe, których założyciele popierali ambitny projekt, bądź też nawoływali wszystkich do protestu przeciwko 'profanacji' ukochanego dzieła. Później, kiedy już rozpoczęto zdjęcia do obrazu twórcy musieli wynająć specjalną firmę ochroniarską, której zadaniem było powstrzymywanie przed wtargnięciem na plan całej masy osób, które koniecznie chciały zobaczyć jak przebiega praca nad ekranizacją. Mimo to w internecie co i rusz pojawiały się 'szpiegowskie' zdjęcia, na których mogliśmy zobaczyć fragmenty dekoracji, kostiumy, a nawet poszczególnych odtwórców głównych ról. Zainteresowanie projektem nie malało ani na chwilę. Oficjalna witryna "Władcy pierścieni" bardzo szybko stała się jedną z najczęściej odwiedzanych stron w internecie, a pojawiające się regularnie zwiastuny filmu najczęściej zaczytywanymi plikami. Wreszcie nadszedł czas premiery obrazu. W grudniu świat po raz pierwszy zobaczył "Władcę pierścieni" i... zachwycił się nim. Krytycy na całym świecie nie szczędzili filmowi pochwał, a słynący z surowości dziennikarze magazynu "The Sun" dali obrazowi notę 10 pkt., najwyższą z możliwych. Nie zabrakło głosów krytykujących obraz. Christopher Tolkien, syn wielkiego pisarza stwierdził w jednym z wywiadów, iż "Władca pierścieni" jest wręcz niemożliwy do zekranizowania, a Michael White, biograf J.R.R. Tolkiena posunął się nawet do stwierdzenia, że autorowi, zmarłemu w 1973, film by się nie podobał. Wypowiedzi te nie zraziły jednak widzów, którzy tłumnie ruszyli do kin i dzięki nim "Władca pierścieni" stał jednym z największych przebojów w historii kinematografii oraz jednym z najwyżej ocenionych obrazów na IMDB, gdzie głosowało nań ponad 45 tysięcy osób dając mu średnią ocen 9,1 w skali 10 punktowej. Teraz, 2 miesiące po światowej premierze polscy widzowie mają okazję przekonać się, czy "Drużyna pierścienia" zasłużyła na przyznane jej 13 nominacji do Oscara. Wyjątkowo nie będę pisał tym razem o treści filmu. Fabuła "Władcy pierścieni" jest bowiem doskonale znana większości z Was zatem nie zwlekając przejdę do sedna, czyli do oceny dzieła Jacksona. "Władca pierścieni: Drużyna pierścienia" jest na dzień dzisiejszy najlepszym filmem fantasy jaki kiedykolwiek nakręcono, choć muszę przyznać, że wbrew oczekiwaniom projekcja nie powaliła mnie na kolana. Obraz jest bardzo dobry, wizualnie doskonały, ma rewelacyjne efekty specjalne, ale po prostu daleko mu do doskonałości powieści i obawiam się, że jeżeli ktoś nie czytał trylogii Tolkiena to może po projekcji zastanawiać się 'o co był ten cały szum?'. Ale zacznijmy od początku. Scenariusz różni od literackiego pierwowzoru. Jackson wraz ze współpracownikami ze zrozumiałych względów zmuszony został do poczynienia pewnych skrótów i z zadania tego wywiązał się moim zdaniem bardzo dobrze. Co prawda w obrazie pominięto zupełnie spotkanie z Tomem Bombadilem i Złotą Jagodą, walkę z upiorem z Kurhanu oraz całą masę innych, drobnych wątków oraz zdarzeń, a w zamian np. rozbudowano postać Arweny, która pojawia się już w pierwszej części filmu i na dodatek ratuje życie Frodowi, ale w sumie fabuła filmu jest spójna i co najważniejsze w miarę możliwości wierna powieści. Lekko zirytowały mnie jednak niektóre ze zmian w stosunku do oryginału, które nie były konieczne i zostały wprowadzone z powodów dla mnie niezrozumiałych. W filmie zabrakło sceny z tańczącym i śpiewającym Frodo w gospodzie "Pod Rozbrykanym Kucykiem", którą zastąpiono inną, mniej ciekawą, zmieniono również rodowód Uruk-Hai, które w ekranizacji powołane do życia zostały przez Sarumana, a nie Saurona oraz były potomkami orków i goblinów, a nie orków i ludzi jak to miało miejsce w powieści, ani słowem nie wspomniano również o tym, iż od odejścia Bilba do wyprawy Froda minęło 17 lat skutkiem czego widz jest przekonany, iż Bilbo postarzał się znacznie zaledwie w ciągu kilu tygodni. Są to co prawda zmiany niewielkie i nie mające specjalnego wpływu na rozwój fabuły, ale zupełnie nie wiem dlaczego je wprowadzono. Czyżby Jackson miał ambicję poprawić Tolkiena? Przyczepić się można również do scenografii i przedstawienia plenerów, które są co prawda niesamowite, acz do złudzenia przypominają ilustracje książkowe. Za koncepcję plastyczną filmu odpowiedzialni byli Alan Lee i John Howe, etatowi ilustratorzy prozy Tolkiena i oglądając "Władcę pierścieni" odniosłem wrażenie jakby przenieśli oni na ekran swoje wcześniejsze dokonania nie dodając do nich nic nowego. Nie jest to z całą pewnością wada, plenery i scenografia są bowiem wykonane perfekcyjnie, ale po wyjściu z kina odczuwałem pewien niedosyt, przecież to wszystko gdzieś już wcześniej widziałem. Kolejną rzeczą, do której miałbym zastrzeżenia jest muzyka autorstwa Howarda Shore'a. Kompozycja ta jest bowiem miejscami zbyt pompatyczna i muszę przyznać, iż pod koniec projekcji zaczęła mnie po prostu męczyć. Na szczęście powyższe zastrzeżenia nie są w stanie zepsuć przyjemności z oglądania filmu. Obraz trwa 172 minuty, ale projekcja nie nuży się ani na chwilę. Dzięki poczynionym przez Jacksona skrótom już kilkanaście minut po rozpoczęciu seansu jesteśmy świadkami pierwszego spotkania hobbitów z Czarnymi Jeźdźcami, a później akcja nie zwalnia ani na chwilę. Droga do Rivendell, przeprawa przez kopalnie Morii i wreszcie rozpad Drużyny Pierścienia poprzedzony walką z orkami i śmiercią Boromira - wydarzenia te przykuwają naszą uwagę i ani na chwilę nie pozwalają oderwać oczu od ekranu. W filmie dzieje się naprawdę wiele i na dobrą sprawę trzeba "Władcę pierścieni" obejrzeć więcej niż jeden raz aby docenić ogrom pracy, wysiłku jakie włożono w realizację obrazu. Na pochwałę zasługują fenomenalne efekty specjalne, dzięki którym udało się w filmie odtworzyć baśniową rzeczywistość Tolkiena. Jeszcze chyba nigdy w historii kina świat fantasy nie był na dużym ekranie tak wiarygodny i rzeczywisty. Wszystkie zamieszkujące Śródziemie rasy wyglądają tak jak je opisał Tolkien, podobnie rzecz się ma z poszczególnymi lokacjami - Rivendell, Hobbiton, Mordor, ich wykonanie oraz przedstawienie jest perfekcyjne i zapiera dech w piersiach. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiła podróż przez kopalnie Morii i spotkanie z Barlogiem, moim zdaniem jeden z najtrudniejszych do sfilmowania wątków. Wszak w powieści Barlog nie jest dokładnie opisany przez Tolkiena, wiemy jedynie, że jest olbrzymi, uzbrojony w miecz oraz bicz i to wszystko. Grozę i przerażenie, towarzyszące pojawieniu się potwora, Tolkien tworzy opisując reakcje członków Drużyny Pierścienia na jego widok. Dzięki takiemu zabiegowi każdy z nas inaczej wyobraża sobie Barloga, każdy z czytelników tworzy sobie w wyobraźni zupełnie inny jego wizerunek. Film niestety nie daje nam takich możliwości, tu wszystko musi być określone i opisane do końca. Peter Jackson stanął zatem przed niezwykle trudnym zadaniem - stworzenia na dużym ekranie świata, który nie tylko będzie wiarygodny, ale który również zyska akceptację wybrednych wielbicieli twórczości Tolkiena. Moim zdaniem wywiązał się z tego znakomicie, a jednym z tego dowodów stwierdzenia jest wspomniana już wcześniej scena z Barlogiem. Wykreowany przez twórców potwór naprawdę budzi przerażenie, a walka z nim należy z całą pewnością do najlepszych scen w filmie. Jednak "Władca pierścieni" to nie tylko efekty specjalne. Pisząc o tym filmie nie można zapomnieć o doskonałych aktorach, którym powierzono główne role w obrazie. W "Drużynie pierścienia" występują obok siebie legendarni już aktorzy: Christopher Lee, Ian McKellen, czy Ian Holm, a partnerują im nie mniej zdolni Viggo Mortensen, Cate Blanchett, Sean Bean oraz John Rhys-Davies. Artyści ci tak doskonale wywiązują się z powierzonych im ról, iż na ich tle grający Froda Elijah Wood wypada raczej blado. Rewelacyjnie za to spisał się Sean Astin, młody aktor, którego do tej pory kojarzyłem jedynie z rolą w przebojowym filmie "The Goonies". We "Władcy pierścieni" wcielił się on w postać Sama Gamgee, najwierniejszego przyjaciela Powiernika Pierścienia i muszę przyznać, że jego kreacja spodobała mi najbardziej. Szkoda jednak, że reżyser zdecydował się bardzo ograniczyć filmowe postaci w stosunku do ksiązkowego oryginału. W rezultacie część z nich po prostu jest na ekranie i nie ma żadnego wpływu na rozwój fabuły. Pamiętajmy jednak, że to dopiero część pierwsza "Władcy pierścieni", może w kolejnych to się zmieni. Przynajmniej mam taką nadzieję. "Władca pierścieni: Drużyna pierścienia" to film, który po prostu trzeba zobaczyć. Przyznaję, że po jego obejrzeniu nie wyszedłem z kina na kolanach i ze łzami w oczach, ale po prostu nie dostarczył mi on takich wrażeń jak lektura trylogii Tolkiena. Zresztą, czy w tym konkretnym przypadku film może dorównać książce? Chyba nie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ekranizacja twórczości Tolkiena była największym wyzwaniem w karierze Petera Jacksona. Facet znany... czytaj więcej
Gdy nieuchronnie zbliżał się dzień premiery "Władcy Pierścieni: Drużyny Pierścienia", fani twórczości... czytaj więcej
Fani kultowej powieści brytyjskiego pisarza długo czekali na przeniesienie jej na ekrany. Do 2001 roku,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones