"Męska historia" jest naprawdę męska. W tej komedii o chłopcach próbujących się dostać na elitarne uczelnie i ich nauczyciela prawie nie ma kobiet. Przy całej swojej gładkiej powierzchni, jest to
Tytuł filmu Nicholasa Hytnera "Męska historia" dobrze oddaje treść filmu. W obrazie, który w pewnym sensie opowiada o miłości, pojawiają się tylko dwie kobiety. Uczucie występuje tu w wielu odmianach: miłości do książek, do historii, do sztuki, miłości między uczniami, miłości nauczyciela do ucznia i ucznia do nauczyciela. Jest miłość platoniczna w potocznym i źródłowym sensie, jest i miłość fizyczna. A co ciekawe wszelkie jej odmiany dotyczą mężczyzn i dzieją się między mężczyznami. Tłumaczy to w pewnym sensie fakt, że akcja filmu rozgrywa się w latach osiemdziesiątych XX wieku w Wielkiej Brytanii w męskiej szkole. Grupa nastolatków ze specjalnie nie wyróżniającej się uczelni marzy o przyjęciu do najlepszych uniwersytetów w kraju - Oxford i Cambridge. Tak więc tym razem zamiast przygotowań do zawodów sportowych będziemy mieli egzaminy. A w tle delikatna krytykę skostniałego i hierarchicznego społeczeństwa brytyjskiego. Cały film przypomina trochę "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" w wersji stanowczo luźniejszej, bardziej komediowej i mocno podlanej homoseksualnym sosem. I to właśnie wątek miłości homoerotycznej jest tym, co zdecydowanie wyróżnia film Hytnera z szeregu produkcji opowiadających o dojrzewaniu i walce, by dostać się na studia. Przy całej swojej gładkiej powierzchni, jest to film inteligentny i bynajmniej nie poprawny. Prawdę mówiąc wydawało mi się trochę podejrzane robić film o kujonach, którzy zamiast wyciskać na boisku siódme poty, siedzą w bibliotekach, czytają książki i robią sterty notatek. Zamiast emocji związanych z widowiskiem sportowym, potu, krwi i łez - zaduch sal egzaminacyjnych. Rzecz w tym, że całość zbudowana jest na innej osi. Tak naprawdę istotna jest tu konfrontacja między starym nauczycielem, dla którego przekazywanie wiedzy jest niemalże aktem erotycznym, a młodym, który stawia na pragmatyzm. Konfrontacje między naszymi wyobrażeniami o życiu a rzeczywistością, która najczęściej przynosi niespełnienie. Pod powierzchnią ciepłej historyjki z przyjemnymi charakterami kryje się gorycz. Najwyraźniej odczuć ja można w ostatnich scenach filmu, które stanowią dość przewrotną puentę opowieści o wyścigu po wiedzę na elitarne uczelnie. Dzieło Hytnera to adaptacja sztuki Alana Bennetta, czego praktycznie by się nie czuło, gdyby nie dialogi. Dialog w teatrze, co oczywiste, rządzi się innymi prawami niż dialog w kinie. (Jeśli ktoś chcę odczuć tę różnice na własnej skórze powinien obejrzeć "Dowód" Johna Maddena). Tu dialogi są trochę zbyt erudycyjne, za bardzo dopieszczone, przez co momentami sprawiają wrażenie sztucznych. Trudno jednak odmówić filmowi Nicholasa Hytnera przewrotności, wdzięku i inteligencji. Nie jest to jednak kino, w którym ja czuję się najlepiej. "Męska historia" jest dla mnie z jednej strony za mało męska, brak jej bowiem chropowatości, a z drugiej - zbyt męska. Sądząc jednak po reakcji sali podczas pokazów na WMFF większość widzów wychodzi usatysfakcjonowanych.