Krwawy sport

Pod względem graficznym dziesiątka wypada wyśmienicie, a zwłaszcza jeśli w grę wchodzą modele nowych postaci takich jak Cassie Cage czy córka Jacksona Briggsa. "Mortal Kombat X" to solidna gra z
Początki serii "Mortal Kombat" sięgają magicznych lat dziewięćdziesiątych, kiedy to w Polsce i na świecie rządziły salony gier, a na arenie niepodzielnie królował "Street Fighter". Nowatorski pomysł stworzenia gry z udziałem będącego wówczas na fali popularności Jean Claude’a Van Damme’a przerodził się w koncept produkcji, traktującej o konflikcie ziemskich wojowników z przedstawicielami obcego wymiaru. Bankructwo koncernu w 2009 roku miało przekreślić szansę na kolejne części cyklu. Po udanej reaktywacji z 2011 roku przyszła pora na "Mortal Kombat X" – najbardziej krwawą bijatykę ostatnich lat. 



Tuż przed premierą dziesiątki w globalnej sieci internetowej pojawił się dosyć kontrowersyjny wpis zdradzający długość kampanii dla pojedynczego gracza. Według oficjalnych informacji ukończenie wątku fabularnego nie powinno zająć przeciętnemu graczowi więcej niż cztery godziny. I rzeczywiście, otoczka fabularna, będąca w "MK:X" jedynie miłym dodatkiem nie zatrzyma nas przy monitorze na długie godziny, nawet biorąc pod uwagę cztery poziomy trudności. Tryb dla samotników został bardzo umiejętnie podzielony na aż (!) dwanaście rozdziałów, w których toczymy zacięte boje dwunastoma, świetnie wyszkolonymi postaciami. Zaczynamy jako Johnny Cage, zaś kończymy jako bardzo bliska mu osoba. Warstwa fabularna koncentruje się wokół najazdu pozaziemskich wojowników na naszą planetę. Potężny Quan Chi zamierza sprowadzić do naszego wymiaru czarnoksiężnika Shinnoka. Jego jedyną przeszkodą będzie gwardia złożona z najznamienitszych wojaków, którzy będą zmuszeni odłożyć prywatne porachunki na bok, skupiając się na ratowaniu błękitnej planety. 



Historia mimo, że szalenie krótka oferuje naprawdę mnóstwo zabawy z odkrywania przeszłości głównych bohaterów. Cała ta opowieść jest jednak bardzo zagmatwana, a wszystko przez nieumiejętne prowadzenie gracza po różnych, niekiedy bardzo odległych płaszczyznach czasowych. Większość wydarzeń dzieje się kilkanaście lat po tych znanych z poprzedniej odsłony, a niektóre jeszcze przed dziewiątą częścią. Mimo tego, całość ogląda się wyśmienicie, niczym rasowy film z gatunku kina kopanego. 



Rozwodząc się nad najnowszą odsłoną serii grzechem byłoby nie wspomnieć o postaciach, którymi to będziemy mogli zagrać zarówno w trybie fabularnym, jak i pozostałych formach zabawy. Twórcy oddali nam do dyspozycji dwudziestu czterech bohaterów na czele z Sonią Blade, Kitaną, Sub-Zero, Scorpionem czy też Mileeną. Mało tego każdy wojownik posiada po trzy warianty walki, zależne od preferencji gracza. W dziesiątce nie mogło zabraknąć także płatnych "sportowców", składających się na zestaw zwany Kombat Pack. Kosmiczny łowca - Predator czy też Tanya - odziana w żółty kostium kobieta, którą napotkamy w czasie przechodzenia kampanii. Dla każdego bohatera przewidziane są także brutalne wykończenia na czele z kultowymi fatalities, których wykonanie wiąże się ze wciśnięciem odpowiedniej kombinacji klawiszy. Zarówno fatalities jak i brutalities odblokowujemy w krypcie. Rzecz jasna za okazaniem odpowiedniej ilości żetonów uzyskiwanych za wygrane walki. Mało tego, mniej wprawieni gracze mogą od razu zbierać cyfrową walutę i skorzystać z opcji wykupienia łatwych fatality, do których wykonania wystarczą raptem… dwa przyciski na klawiaturze bądź konsolowym padzie. 



Dla spragnionych wrażeń graczy czekają wieże, przy których spędziłem najwięcej czasu. W nasze ręce oddano klasyczne wieże takie jak m.in. sprawdzian siły (niszczenie coraz to większych i mocniejszych elementów). Nowością okazały się żyjące wieże dzielące się na dzienną, godzinową i profesjonalną. W pierwszej mamy do pokonania ośmiu rywali, zaś w drugiej - pięciu. Ostatni typ to bój toczony wybranym przez grę bohaterem. W tym miesiącu była to Kitana, chcąca powrócić na tron. Kolejną innowacją okazują się modyfikatory walk, które mogą nam pomóc bądź utrudnić grę. Zaliczamy do nich m.in. możliwość wykonania fatality w każdym momencie walki (bez zwracania uwagi na poziom zdrowia rywala) czy też kategoryczny zakaz kucania lub wykonywania skoków (w przeciwnym razie - utrata zdrowia). Dla osób zainteresowanych modyfikatorami przygotowano specjalny tryb o nazwie Sprawdzian szczęścia, gdzie sami ustalamy ilość losowanych ulepszeń.



Na początku recenzji wspomniałem o krypcie, stanowiącej miły bonus do całego zestawu złożonego z wież, pojedynczych starć, kampanii fabularnej oraz trybu wieloosobowego. W krypcie odblokujemy szkice koncepcyjne, fatalities, brutalities, opcję pominięcia walki czy też nowy strój dla danej postaci. Odkrycie przynajmniej połowy zawartości wiążę się z odbywaniem długich sesji w celu zarobienia żetonów. Leniwi gracze będą mogli kupić za prawdziwe złotówki cały asortyment krypty bez konieczności szwendania się po cmentarzyskach i toczenia setek pojedynków. Żetony najłatwiej zdobyć podczas Inwazji, która przytrafia się raz na jakiś czas i trwa około tygodnia. Zadajemy wówczas obrażenia bossowi oraz walczymy z zabójcą atakującej frakcji, których w grze jest kilka. Doświadczenia możemy nabrać także w trybie wieloosobowym, lecz rzadko kiedy (przynajmniej obecnie) trafimy na przeciwnika. 



Pod względem graficznym dziesiątka wypada wyśmienicie, a zwłaszcza jeśli w grę wchodzą modele nowych postaci takich jak Cassie Cage czy córka Jacksona Briggsa. "Mortal Kombat X" to solidna gra z bardzo dobrym, wygodnym sterowaniem (także na klawiaturze), przyjemnością z wykonywania brutalnych fatalities na dźwięk Finish Him! oraz wieloma trybami rozgrywki i niekoniecznie udaną optymalizacją. Wbijajcie do dojo!  
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W 2011 roku seria "Mortal Kombat" przeżyła swoją drugą młodość za sprawą restartu serii i doszlifowaniu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones