Półtorej godziny rzeczywistego czasu ekranowego ma się bowiem nijak do czasu odczuwalnego filmu (to tak jak z temperaturą): "Jak uratować mamę"dłuży się niemiłosiernie. I nie chodzi o to, że brak
"Jak uratować mamę" wchodzi do kin tuż po Dniu Matki, dokładnie w Dzień Dziecka – i trudno o bardziej czytelny komunikat. Na wszelki wypadek jednak dopowiem: to film o mamach i dzieciach, dla mam i dzieci. Wiązanka animowanych perypetii, z których płynie morał o tym, żeby nie krzywdzić innych oraz słuchać rodziców. I owszem, przesłanie dociera jasno i wyraźnie – tym bardziej że podane zostało w klasycznie baśniowej formule. Szlachetne intencje i gatunkowe konwencje zapewne wystarczą, by utrzymać uwagę szkrabów przez 90 minut seansu – zachwytu z ich strony jednak bym nie oczekiwał. A mamy? Cóż, będą musiały wykazać się rodzicielską cierpliwością.
Virtual Magic
ATM Grupa S.A.
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Wspomniane półtorej godziny rzeczywistego czasu ekranowego ma się bowiem nijak do czasu odczuwalnego filmu (to tak jak z temperaturą): "Jak uratować mamę" dłuży się niemiłosiernie. I nie chodzi o to, że brak tu atrakcyjnych fajerwerków animacji, jakie znamy z hitów zza oceanu. Że wizualna zgrzebność filmu wydaje się płynąć jedynie z ograniczeń technologicznych, a nie z artystycznych założeń. Że skromne połączenie dwuwymiarowych postaci z trójwymiarowymi środowiskami męczy brakiem płynności, jakby w pamięci czyjegoś komputera zabrakło pamięci operacyjnej. Niedostatek RAM-u to nic, kiedy ramotki aż nadto.
Bo w przypadku "Jak uratować mamę" wspomniana "klasyczna" formuła nie oznacza nic dobrego. Składa się na nią opowiedziana po linii najmniejszego oporu historyjka o wycieczce do zaczarowanej krainy. Aneta siedzi z nosem w książkach, jej brat Adaś – w grach komputerowych‚ więc ich mama musi sama iść do sklepu. Za oknem tymczasem ciemno i mokro, więc wyprawa po olej kończy się wypadkiem. W rezultacie kobieta trafia do szpitala w stanie krytycznym, a dzieci zostają odesłane do babci na wieś. Nękani wyrzutami sumienia bohaterowie postanawiają poprosić o pomoc czarownicę, która wysyła ich do średniowiecznej krainy z bajki, gdzie mają odnaleźć spełniające życzenia Złote Krople – wszystko po to, by pomóc mamie. Nic nowego? Ależ nic z tego. Szkopuł tkwi nie w schematyczności tej historii, tylko w tym, że twórcy nie potrafią tchnąć życia w zużyte baśniowe matryce. Brak tu emocjonalnej świeżości postaci, brak jasno określonych zasad, na jakich funkcjonuje magiczna kraina. Mamy tu i smoka, i piratów, i króla rybaków (arturiańskiego Króla Rybaka?), i planującego przewrót złego królewskiego kanclerza, i nieszczęsnego kota – ofiarę niezliczonych slapstickowych żartów – który raczej budzi litość, niż śmieszy. A wszystko na pół gwizdka; niespełnione, niedomyślane i niedopisane.
Virtual Magic
ATM Grupa S.A.
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Virtual Magic
ATM Grupa S.A.
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Virtual Magic
ATM Grupa S.A.
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Reżyserzy Daniel Zduńczyk i Marcin Męczkowski swego czasu podjęli próbę ekranizacji komiksów Janusza Christy o przygodach Kajka i Kokosza. W "Jak uratować mamę" widać ślad inspiracji stylem Christy. Twórcy chętnie ogrywają kontrasty między dwoma światami, całkiem wiarygodnie oddają polski koloryt obyczajowy, bawią się językiem ("nie ma zbója we wsi", cytat z "Seksmisji"), starają się wyróżnić bohaterów przez charakterystyczne powiedzonka czy sposób mówienia ("cip, cip" króla rybaków, rymy kapitana piratów). Ale te pomysły nie kleją się ze sobą, pojawiają się i znikają, przytłoczone przez skróty myślowe, stereotypy (Aneta to "panna niczego sobie", która oczywiście – jak to dziewczyna – szuka w życiu "miłości"), generalny brak konsekwencji. Mimo wszystko powtórzę: mało wybrednym (na razie!) nieletnim kinomanom może to wystarczyć. Mamom zaś współczuję.
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu