Recenzja filmu

Hrabia Monte Christo (1975)
David Greene
Richard Chamberlain
Louis Jourdan

Martwooki anioł zemsty

Wiele recenzji zaczyna się od słów "dawno, dawno temu oglądałem/łam jakiś film, a ostatnio chciałem/łam go sobie odświeżyć, ale bałem/łam się, jak przetrwał próbę czasu". Ja tak nie zacznę, bo
Wiele recenzji zaczyna się od słów "dawno, dawno temu oglądałem/łam jakiś film, a ostatnio chciałem/łam go sobie odświeżyć, ale bałem/łam się, jak przetrwał próbę czasu". Ja tak nie zacznę, bo czułem, że "Hrabia Monte Christo" nijak nie mógł stracić na swojej świeżości i aktualności. Nie będę streszczał fabuły, gdyż wątpię, żeby dało się uniknąć usłyszenia o tym klasyku Aleksandra Dumasa. Bardziej interesuje mnie przyczyna popularności tego utworu (i rzecz jasna jego adaptacji). Można oczywiście powiedzieć, że jest to po prostu nadzwyczaj udana powieść przygodowa osnuta wokół żywotnego wątku historycznego, jakim bez wątpienia jest schyłek i upadek epoki napoleońskiej (wystarczy pomyśleć, co się działo przy upadku komunizmu), a co bez wątpienia Dumas potrafił napisać znakomicie. Sądzę jednak, że sedno tkwi głębiej. "Hrabia Monte Christo" to przede wszystkim opowieść o zdradzie oraz opuszczeniu. Dantes bowiem został zdradzony przez ludzi, których uważał za przyjaciół, a siła pomówienia spowodowała, że niemal wszyscy się od niego odwrócili, drżąc na samą myśl o zbrodni, którą miał popełnić. "Hrabia..." jak mało która książka pokazuje siłę oportunistycznego uprzedzenia, przez postać księdza Farii, podkreślając jeszcze jego zmienność. Będzie to może nadinterpretacja, ale Dumas chyba jako pierwszy pokazuje, jak łatwo w polityce zmieniają się wrogowie, a społeczeństwo akceptuje te zmiany bez oporów. No i oczywiście zemsta. Nieustannie tonący w długach Dumas najpewniej sam znakomicie wiedział jak okrutni mogą być ludzie i to w pełnym majestacie prawa. A więc już na początku lektury zaserwował nam naprawdę gorzką pigułkę spisku do przełknięcia. Człowiek został więc skazany, pamięć o nim miała zaginąć, a jego oprawcy żyli sobie w najlepsze. Zapewne wielu z nas doświadczyło podobnej (choć nie tak spektakularnej) niesprawiedliwości losu. I prosta ludzka chęć sprawiedliwości zadecydowała o sukcesie tego dzieła, bowiem znakomicie nakreślony Hrabia Monte Christo jawi się niemalże jako alegoryczny, niezniszczalny anioł zemsty, który zstąpił na ziemię i krwawym mieczem sprawiedliwości ukaże złych i występnych. Nietrudno zauważyć, że adaptacja grozi spłyceniem tekstu i uczynieniem z niego ciekawego, ale w sumie dość trywialnego widowiska historyczno-przygodowego. Tym większa więc zasługa twórców filmu, że udało im się tego uniknąć. Udało im się również uniknąć zupełnie niepotrzebnego łagodzenia filmu. Widzimy wyraźnie, że mimo iż zemsta hrabiego ma jak najsłuszniejsze podstawy, wyciska na nim bolesne piętno, separuje go od świata, a jednocześnie niszczy życie nie tylko jego ofiar, ale też osób postronnych. Do pokazania tego obsada została dobrana pierwszorzędnie. Richard Chamberlain najpierw jako naiwny młodzieniec, a następnie zimny jak głaz mściciel jest znakomity. Dantes w jego wykonaniu to dobry człowiek, który jednak utwardził swe serce, poprzysiągł zemstę i, skoro zyskał ku temu środki, przeprowadzi ją do końca. Bardzo dobrze obsadzeni są również jego antagoniści, których zdecydowanie różne charaktery i pozycja uświadamiają, że nikomu nie można tak zwyczajnie zaufać. Mamy więc Danglarsa (granego przez znakomitego angielskiego aktora, Donalda Pleasence'a), skurczonego, fałszywego, oślizgłego intryganta przywodzącego wręcz na myśl antysemickie plakaty. Obok niego jest Mondego (Tony Curtis), próżny, arogancki, ale robiący karierę laluś. No i Villefort (Louis Jourdan, mający co ciekawe za sobą rolę tytułową), inteligentny, ambitny i bezwzględny człowiek sukcesu, który gardzi sam sobą, że musi ukrywać swoje pochodzenie. Wydawałoby się, że tej trójki nic nie łączy, a jednak, każdy z innych powodów, ale wszyscy mają interes, aby Dantes zniknął. Nieważne są przy tym ich własne niesnaski, byle zniszczyć i zdeptać młodzieńca, który razi ich do żywego i swoimi sukcesami i swoją szlachetnością. W przeciwieństwie do wersji z 2002 pokazano też, że spiskowcy nie są w stanie otwarcie przeciwstawić się Dantesowi, woląc ciemne karczmy i anonimowe liściki. A Francuzów, z których wielu wręcz hołubi wspomnienie potężnej, ale osaczanej ze wszystkich stron Francji Napoleona czy Polaków wciąż wspominających rozbiory nie trzeba chyba przekonywać, że gdzie chęć szczera... Wierni czytelnicy Dumasa zastanawiają się pewnie właśnie, gdzie się podział Caderousse. I tu kolejna duża zaleta filmu, a właściwie nawet trzy. Z jednej strony zredukowanie obecności tej postaci, mającej przecież cechy pozytywne, a niekiedy nawet szlachetne, powoduje większą atmosferę osaczenia wokół Hrabiego, z drugiej niewątpliwie skorzystał na tym wątek Andrei, który stał się postacią zdecydowanie wyraźniejszą. I po trzecie, jest wyrazem kondensacji i uproszczenia całego utworu, który może się nawet jawić jako nieco... Szekspirowski, nie tracąc przy tym przesłania pierwowzoru. O tym, że hrabia ma wyspę czy zwiedzał dalekie kraje, skąd ma pełny harem oraz czarnego kamerdynera, dowiadujemy się z paru zaledwie dialogów przed jego pierwszym pojawieniem się w Paryżu. Zdecydowanie również skorzystały na tym sceny zemsty, które stały się mocniejsze i bardziej nieuniknione, a słodycz zemsty większa. Mimo dwóch ofiar śmiertelnych i jednej w "szpitalu zamkniętym" dziwi jednak brak dosłownej przemocy, choć w znacznym stopniu jest on rekompensowany nastrojem osaczenia spiskowców intrygami Hrabiego. Nieco sztucznie, niestety, wygląda też odliczanie ofiar widoczne już w scenach więziennych. Mimo wspomnianej skrótowości (a może właśnie dzięki niej) bardzo dobrze przedstawiono również postaci drugoplanowe. Trevor Howard za rolę księdza Farri był nawet nominowany do Emmy, ale moim ulubieńcem jest Andrea (grany przez skądinąd w ogóle nieznanego Carlo Puriego), który jest aroganckim, cynicznym i zdemoralizowanym, ale jakże przy tym uroczym, zatwardziałym kryminalistą. Ciekawie wypada również Mercedes (mająca nawet nominację do Oscara Kate Nelligan) jedyna osoba w tym brutalnym, męskim świecie potrafiąca przemówić do Hrabiego, spowodować jego wahanie. Bo tak, zdarza mu się wahać, jak przecież każdemu człowiekowi, a pragnie wtedy nawet zakończenia swojej misji, ale zaraz utwierdza się w swoim pragnieniu zemsty i dąży do niej jeszcze wytrwałej. Warto powiedzieć coś o stronie technicznej produkcji, która także robi olbrzymie wrażenie. Największe oklaski należą się chyba za scenografię. Od razu czujemy klimat tych miejsc, a robią naprawdę spore wrażanie. Przoduje tu ponure więzienie na samotnej stojącej wśród fal If, ale port w Marsylii czy paryskie salony także wbijają się w pamięć. Równie znakomicie zostały dobrane kostiumy, mamy więc i odrapane szaty więzienne i proste stroje marynarzy i wykwintne śmietanki i dobre stroje w każdej innej scenie. Na muzyce specjalnie się nie znam, ale raczej nie zdarzyło się, żeby mi w którymś momencie przeszkadzała. "Hrabia Monte Christo" jest zdecydowanie poważniejszą pozycją Dumasa niż "Trzej muszkieterowie" czy "Czarny tulipan", tak więc ta adaptacja historii Edmunda Dantesa jest nie tylko najlepszą, jaką widziałem, ale też jedną z najlepszych ekranizacji tego autora w ogóle. Bardzo wyrazista, "mocna", znakomicie zagrana i obrobiona, choć Francuzi pewnie plują sobie w brodę, że to koprodukcja angielsko-włoska.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones