Recenzja filmu

Piraniokonda (2012)
Jim Wynorski
Terri Ivens
Rib Hillis

Nowy król zwierząt

Pamiętacie serial o nazwie "Dzika przyszłość"? Prezentowano w nim możliwe kierunki ewolucji dzisiejszych gatunków zwierząt i roślin. Niektóre wizje były naprawdę interesujące. Przykładowo za 200
Pamiętacie serial o nazwie "Dzika przyszłość"? Prezentowano w nim możliwe kierunki ewolucji dzisiejszych gatunków zwierząt i roślin. Niektóre wizje były naprawdę interesujące. Przykładowo za 200 milionów lat wśród zwierząt mają występować kalmagibony i megakalmary. Pierwsze to zwinne i inteligentne kałamarnice żyjące na drzewach. Drugi gatunek to lądowa kałamarnica, która zajęła po wyginięciu ssaków ich niszę ekologiczną. Rozmiarami ma dorównywać dzisiejszym słoniom. Brzmi ciekawie? Jim Wynorski wszystkie te przewidywania pewnie głośno wyśmiał. Przedstawia on bowiem drapieżnika, z którym żaden przyszły gatunek nie wygrałby rywalizacji.

Przyszłego króla światowej fauny ukazuje "Piraniokonda". Parze tytułowych monstrów skradziono jajo. Czynu tego dopuścił się profesor Lovegrove (Michael Madsen). Rodzice rzecz jasna wpadają we wściekłość i w odwecie postanawiają zażreć dosłownie każdą napotkaną osobę. Szczęśliwy los chciał, że w pobliżu ich gniazda kręcony jest właśnie niskobudżetowy horror o nazwie "Siepacz głów 3". Dodatkowo kilku członków ekipy filmowej zostaje porwanych dla okupu przez nieznaną grupę najemników. Jedzenia pod nosem jest dość. Piraniokondy ruszają na polowanie…

Zastanawiacie się, jak tytułowa bestia uśmierca swe ofiary? Najpierw dusi, a potem rozszarpuje? Logicznie rzecz biorąc, takie rozwiązanie wskazuje nazwa hybrydy. Jednak już pierwsze pięć minut pokazuje, że u Wynorskiego jakakolwiek logika nie obowiązuje. W tym miejscu dobra rada: przed seansem zaopatrzcie się w co najmniej sześciopak dobrego piwa. Krążące w żyłach procenty może Was rozweselą i tym samym sprawią, że oglądanie będzie względną frajdą. A jeśli alkohol działa na Was usypiająco? Nawet jeśli zaśniecie, to nie poniesiecie większej straty.

Tego typu niszowe produkcje z reguły przyciągają widokiem ładnych dziewczyn. Nie inaczej jest w przypadku "Piraniokondy". Swoją drogą, wymagania castingowe musiały być ciekawie sformułowane. Ogłoszenie mogło wyglądać następująco: "Poszukiwane atrakcyjne dziewczyny, najlepiej początkujące modelki, które chcą rozpocząć karierę przed kamerą. Muszą być chętne do pokazania swych walorów, schować ambicje do kieszeni oraz nie bać się zostać zjedzoną przez hybrydę anakondy i piranii". Jakkolwiek ono brzmiało, przyniosło efekt. W obsadzie znalazły się bowiem: Terri Ivens, Rachel Hunter, Diana Terranova, Christina DeRosa, Cindy Lucas, Angie Savage, Syd Wilder, Erika Jordan i Jenny Lin. Do powyższych dołączyła też Shandi Finnessey, czyli była miss USA. Jest na kim oko zawiesić. Wynorski nie skorzystał jednak z dwóch symetrycznych plusów, jakie posiadała każda z aktorek. Wszelkie wdzięki skrzętnie zakrywa bikini, więc każdy zainteresowany tylko widokiem ładnych biustów od razu może sobie darować.

Z powyższych najlepiej wypada Ivens. Co prawda nadal jest to aktorstwo rodem ze szkolnego przedstawienia, ale na tle reszty i tak bardzo dobre. A do tego uroda całkiem naturalna. Męską cześć obsady, prócz Madsena, uzupełniają przykładowo Chris De Christopher i Rib Hillis. Ten drugi wcześniej współpracował już z Wynorskim podczas kręcenia "Dinokrokodyl kontra supergator". Panowie dostosowali się do poziomu pań. Chwilę po seansie już się ich nie pamięta.

Michael Madsen to osobna kwestia. Nawet użytkownicy Filmwebu na forum zastanawiają się, jakim cudem zdecydował się w "Piraniokondzie" wystąpić. Teorie można wysnuwać wszelakie, jednak odpowiedź jest prozaiczna. Grosza nigdy za wiele. Filmografia Madsena dowodzi natomiast, że w takich filmidłach występuje od dawna. Udział w "Piraniokondzie" nie rujnuje więc jego kariery.

"Piraniokondy", nawet gdyby się chciało, nie można nazwać pastiszem. To zwykły gniot. Gniot, który doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Znamienna jest scena, w której reżyser na planie "Siepacza głów 3" opieprza swą aktorkę za źle odegrane przerażenie. Mówi jej "Nie pasuje mi twój wrzask". Ona pyta, jak ma to odpowiednio zagrać. W odpowiedzi słyszy: "Potrzeba więcej... uczucia... po prostu... po prostu więcej". Wynorski pewnie identycznie instruował swą ekipę na planie. Z "Piraniokondą" mogą zmierzyć się jedynie najbardziej zagorzali fani filmów klasy B i niższych.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones