Recenzja filmu

Diabelskie nasienie (2014)
Matt Bettinelli-Olpin
Tyler Gillett
Allison Miller
Zach Gilford

Obcy we mnie

Poziom niepokoju przez kilkadziesiąt minut seansu jest umiarkowany. "Przerażające" sceny ograniczają się do dziwnych zachowań bohaterki i kolejnych, sztampowych obrazków psychozy. Trzeba będzie
Od czasu pierwiosnka w postaci "Blair Witch Project", a także sukcesu serii "Paranormal Activity" i hiszpańskiego "[Rec]" formuła paradokumentu stała się dla twórców horrorów receptą na udane kino. Zdjęcia kręcone "z ręki" przez amatorów domowych materiałów wideo mają w sobie coś z opowieści o duchach snutych nocą przy ognisku. Niby wszyscy wiemy, co i kiedy się wydarzy, a jednak nie ma takiego chojraka, który zachowałby w kluczowym momencie zimną krew. No chyba że narrator – podobnie jak twórcy "Diabelskiego nasienia" – nie ma talentu do opowiadania.



Bohaterami filmu są Samantha i Zach – młoda, zakochana w sobie para, która właśnie wzięła ślub. W swoją podróż poślubną wyjeżdżają na Dominikanę, gdzie korzystają z lokalnych atrakcji. Po powrocie do domu okazuje się, że Samantha jest w ciąży. Rozwijające się w jej łonie życie całkowicie ją zmienia. Tymczasem czujny Zach zauważa na nagranych przez siebie filmach tajemniczego mężczyznę, krąg ze świec i chór szepczący po łacinie. Nie jest dobrze, będzie gorzej.

Najmocniejszą stroną filmu debiutujących w roli reżyserów pełnometrażowej produkcji Matta Bettinellego-Olpina i Tylera Gilletta są ich sympatyczni bohaterowie. Akcja rozwija się dość długo, a w tym czasie poznajemy bliżej Samanthę i Zacha; widzimy, jak bardzo się kochają i na czym polega dramat sytuacji, w której się znaleźli. Problem "Diabelskiego nasienia" polega jednak na kiepskim rozwinięciu tematu przewodniego. W związku z tym, że to, czego widzowie powinni się bać, jest przez większą część filmu zamknięte w brzuchu bohaterki, przydałaby się umiejętność budowania napięcia, straszenia w nieoczywisty, wysublimowany sposób (jak zrobił to Polański w podobnym tematycznie "Dziecku Rosemary"). Niestety, poziom niepokoju przez kilkadziesiąt minut seansu jest umiarkowany. "Przerażające" sceny ograniczają się do dziwnych zachowań bohaterki i kolejnych, sztampowych obrazków psychozy. Trzeba będzie więc uzbroić się w cierpliwość, zanim dojdzie do najistotniejszych scen w filmie. Te dla odmiany są tak mocne, że paradoksalnie nie robią odpowiedniego wrażenia – zamiast wykazać się odrobiną finezji, reżyserski duet po prostu przykręca śrubę.



Wątek antychrysta, który zaczyna rzucać sobie świat do stóp jeszcze w łonie matki, obiecuje spory horrorowy potencjał. Reżyserzy nie mieli jednak pomysłu, jak go nieszablonowo wykorzystać. Ostatecznie wyszedł im średniak. Straszak, po którym – by odwołać się do niezawodnego testu – nie wraca się do domu z duszą na ramieniu.
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones