Recenzja filmu

Samarytanka (2004)
Ki-duk Kim
Eol Lee
Yeo-reum Han

Obraz, który oddycha

Nagrodzony za reżyserię na Berlinale (2004) film Kim Ki-duka zbudowany jest wokół toposu prostytutki-Samarytanki, która koi ciało i duszę, nawraca na wiarę oraz przekonuje do rachunku sumienia. O
Nagrodzony za reżyserię na Berlinale (2004) film Kim Ki-duka zbudowany jest wokół toposu prostytutki-Samarytanki, która koi ciało i duszę, nawraca na wiarę oraz przekonuje do rachunku sumienia. O żywotności tej postaci najlepiej świadczy mnogość jej wcieleń. Na długo przed metresą i technokapłanką rasy asari z gry wideo „Mass Effect” w kulturze pojawiła się mityczna Hinduska, Vasumitra – strażniczka męskich tajemnic oraz mistyczka, potrafiąca uczynić ze swoich kochanków gorliwych buddystów. Nastoletnia bohaterka „Samarytanki” czuje się objęta jej duchowym mecenatem, ale prawda jest o wiele bardziej prozaiczna. Dziewczyna sprzedaje swoje ciało, żeby zarobić na bilet do Europy. Jej przyjaciółka organizuje schadzki, pilnuje też, aby policja nie złapała ich na gorącym uczynku. Mit, przynajmniej początkowo, nie ma pokrycia w rzeczywistości. Wyraźnie skontrastowane dziewczyny nie mogą jednak trwać bez końca w tej, osobliwie pojmowanej, harmonii. Musi dojść do przełamania i zawiązania akcji. Wkrótce, na skutek nieuwagi „czujki” i własnej głupoty, młodociana dama do towarzystwa roztrzaskuje sobie czaszkę i umiera w szpitalu. Przyjaciółka, w ramach pokutniczej misji, odwiedza jej klientów, zwraca im pieniądze, skłania do wyznań. Jako współczesna Vasumitra łączy wymiar mitologiczny z ludzkimi wątpliwościami. Od tej chwili będzie podążać ścieżkami nieżyjącej, samemu będąc obserwowaną przez swojego zdruzgotanego ojca-policjanta. Medytacyjny styl autora „Wyspy” pozwala połączyć obie perspektywy. Patrzenie na te same zdarzenia dwiema parami oczu to już klasyczny środek poetyki filmowego relatywizmu. W przeciwieństwie do innych dzieł Kim Ki-duka, uwieńczeniem drogi bohaterów nie jest tu rodzaj epifanicznej ekstazy, ani ucieczka w oswojoną przestrzeń subiektywnych doznań. Być może dzięki temu, że film rozegrany jest na styku refleksji społecznej z egzystencjalną, o wiele łatwiejszym zadaniem okazuje się zbudowanie empatycznej więzi z postaciami. Charakterystyczne dla reżysera kontrasty (stary-młody, brutalność-subtelność, miasto-prowincja) są tu nieco bliżej życia. Opowieść nie jest oprawiona w ramki i skrojona pod wytyczne alegorycznej formy. Poetyckie zakończenie rozpręża ją jeszcze mocniej i daje wrażenie żywej, „oddychającej” sztuki. Kamień, który bohaterka musi usunąć sprzed samochodu, aby jechać dalej, to mało wyszukana metafora życiowej przeszkody. Lecz, żeby go udźwignąć, dziewczyna musi ugiąć kolana i napiąć mięśnie. Warto film obejrzeć właśnie dla tego wysiłku, który w kinie współistnieje z poezją obrazu.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones