Recenzja filmu

Nikt 2 (2025)
Timo Tjahjanto
Bob Odenkirk
Sharon Stone

Historia przemocy

Bob Odenkirk świetnie się czuje w roli niepozornego Everymana ("Nikogo"), który ku zaskoczeniu kolejnych killerów – czy to Korsykanów z pistoletami maszynowymi, czy to Brazylijczyków z maczetami,
Historia przemocy
"Jeden wystarczy" – nie powiedział w Hollywood nigdy nikt. Szczególnie, jeśli przepis na sukces jest tak prosty jak w przypadku "Nikogo". Funkcjonujący na silniku "Johna Wicka", lecz utrzymany w przyjaźniejszym, familijnym tonie akcyjniak, z wykopem trafił na kinowe ekrany. Czy jego kontynuacja to wakacyjny blockbuster, na jaki czekaliśmy? 


Jeśli za Alfredem Hitchcockiem przyjmiemy, że film to życie, z którego wycięto nudę, egzystencja Hutcha (Bob Odenkirk) jawi się jako antyteza kinowych atrakcji. Reżyser Timo Tjahjanto wraca bowiem do punktu wyjścia. Nawet jeśli nowa "praca" dostarcza bohaterowi niezbędną dawkę adrenaliny, codzienna rutyna coraz mocniej daje mu się we znaki, odbijając się na relacjach z najbliższymi – żoną Beccą (Connie Nielsen) i nastoletnim synem Bradym (Gage Munroe). Ratunkiem przed nieuchronnie zbliżającą się katastrofą mają być wspólne wakacje. Ale jak to się zazwyczaj zdarza, plany będzie trzeba zweryfikować. 

Choć na pierwszy rzut oka Plummerville niczym nie różni się od miejscowości ze wspomnień bohatera, szybko zaczynamy rozumieć, że dzieje się tam coś dziwnego. Atmosfera beztroski, jaką z nostalgią wspomina Hutch, wyparowuje wraz z podejrzliwym spojrzeniem szeryfa (Colin Hanks). Wkrótce seria niefortunnych zdarzeń stawia protagonistę na kursie kolizyjnym z kimś znacznie potężniejszym i bardziej bezwzględnym niż zdeprawowany stróż prawa czy lokalny boss (John Ortiz). A że na przeprosiny jest już za późno, Hutch chcąc nie chcąc, niczym bohater klasycznego westernu, przyjmuje rolę ostatniego sprawiedliwego, który podejmuje się zaprowadzić porządek w mieście bezprawia. Styl, w jakim się do tego zabiera, można skomentować memem z Martinem Scorsesem: absolute cinema


Bob Odenkirk świetnie się czuje w roli niepozornego Everymana ("Nikogo"), który ku zaskoczeniu kolejnych killerów – czy to Korsykanów z pistoletami maszynowymi, czy to Brazylijczyków z maczetami, czy to małomiasteczkowych oprychów – idzie przed siebie jak czołg, nie biorąc jeńców. Jednocześnie aktor nie traktuje swojego bohatera śmiertelnie poważnie, a jego ironiczna kreacja dodaje filmowi luzu. Nawet jeśli odtwórcy pozostałych ról – Connie Nielsen, RZA czy Christopher Lloyd – stanowią dla Odenkirka tylko tło, razem tworzą całkiem sympatyczną ekranową rodzinkę. Niestety trudno cokolwiek dobrego powiedzieć o roli Sharon Stone. Jej Lendina wzbudza raczej śmiech niż grozę; trudno też zrozumieć, dlaczego akurat ona miałaby być godną przeciwniczką dla Hutcha. Zamiast przekonującego czarnego charakteru dostajemy karykaturę.


Twórcy wywiązują się z zadania, jakie stawia przed nimi sequel: sceny akcji są intensywniejsze i bardziej rozbudowane niż w pierwszej części. Odpowiedzialni za scenariusz Derek Kolstad i Aaron Rabin nie tylko dbają, by napięcie nie spadało, ale też rozwijają relacje między bohaterami, przede wszystkim ojcami i synami. O ile "Nikt" był prostą historią o mężczyźnie wybierającym przemoc, o tyle w "Nikim 2" przychodzi pora na refleksję: jakie będą jej długofalowe konsekwencje – nie tylko dla Hutcha, ale przede wszystkim dla Brady’ego. Rodzicielska odpowiedzialność każe wprawdzie bohaterowi potępić fizyczną agresję jako sposób rozwiązywania konfliktów, ale c’mon – wszyscy wiemy, po co tutaj przyszliśmy. 
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '89. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała pracę magisterską na temat bardzo złych filmów o rekinach. Dopóki nie została laureatką VII... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?