Recenzja filmu

Boogie Nights (1997)
Paul Thomas Anderson
Mark Wahlberg
Julianne Moore

Sex, drugs and rock'n'roll

Ciemność, nie widzimy nic, nagle słyszymy muzykę z lat 70.(Emotions-Best of my love) i sekundę później pojawia się tytuł filmu (Boogie Nights). Różowy, jasny kolor na reflektorze. Kamera odkręca
Ciemność, nie widzimy nic, nagle słyszymy muzykę z lat 70. ("Emotions-Best of my love") i sekundę później pojawia się tytuł filmu ("Boogie Nights"). Różowy, jasny kolor na reflektorze. Kamera odkręca się i pokazuje rzeczywistość tamtych lat. Cały czas jedno ujęcie trwające 3 minuty, na początku tytuł filmu, potem wejście do klubu disco za jednym z bohaterów. I w tym jednym ujęciu poznajemy wszystkich bohaterów i ich cechy. Doskonały początek, który świetnie wprowadza w klimat filmu.



Osadzona w latach 70. XX wieku, czyli w złotym okresie kina XXX, bajka o Kopciuszku z przyrodzeniem nadnaturalnych rozmiarów to zaledwie drugi pełnometrażowy film w karierze Paula Thomasa Andersona, wówczas twórcy zaledwie 27-letniego. Głównym bohaterem "Boogie Nights" jest siedemnastoletni Eddie Adams (Mark Wahlberg) mieszkający pod jednym dachem wraz z egocentryczną matką i niepokojąco obojętnym wobec niego ojcem. Podczas nocki w miejscowej restauracji zostaje zauważony przez reżysera filmów pornograficznych Jacka Hornera (Burt Reynolds), który proponuje mu angaż w jednym ze swoich projektów. Mówi się, że każdy ma jakiś dar. Eddie ma dar szczególny. Posiada bowiem ogromny atut ukryty głęboko w spodniach. Ów atut szybko dostrzega właśnie Jack Horner i natychmiast zaprasza młodzieńca do pracy na planie, przy okazji wprowadzając go do pełnego przepychu i luksusu świata, w którym nie brakuje niczego. Jest dobra zabawa, relaks, tańce, hulanki i, co naturalne, seks. Jest również kokaina. Mnóstwo kokainy. Żyć nie umierać. Eddie jako wyśmienity aktor o pseudonimie Dirk Diggler zdobywa wszelkie możliwe nagrody i status gwiazdy. Mimo błogiej beztroski z biegiem czasu zaczyna pojawiać się coraz więcej problemów, wszechobecny dobytek znika w oczach, wydaje się, że blask ery disco przygasa…



Film Andersona jest bardzo prawdziwy i szczery, ale mimo iż jest o poważnym temacie, to jest zrobiony na luzie, z miłością do kina. W ciągu pierwszych 30 minut reżyser mówi nam wszystko o biznesie porno, przedstawia każdego bohatera, daje poczuć luz w scenie z basenem i pokazuje dramat w scenie kłótni Eddiego z matką.
Anderson nie traci czasu, w ciągu niecałych trzech godzin każda scena w filmie jest ważna i dobra. "Boogie Nights" jest jednym z najlepszych filmów, jakie w życiu widziałem, jeżeli chodzi o narracje filmową. Kostium jak zawsze u Andersona nie ma być popisowy, ma wyglądać realistycznie i prawdziwie, scenografia jak na niski budżet (15 milionów) jest okazała, przywiązanie do detalu daje genialny klimat, ale najlepsza w tym wszystkim jest muzyka. Muzyka, która składa się z masy kultowych piosenek i kilku dobrych cichych rytmów, sprawiała, że w latach 90., gdy film wszedł na ekrany, była masowo wydawana i kupowana.



Nie można zapomnieć o sile aktorów. Mamy Marka Wahlberga na pierwszym planie, który doskonale się sprawdza jako młodziak wchodzący w nieznany sobie biznes, młodziak z wielkim ego, które się musi spotkać z rzeczywistością (patrz: lata 80.). Na drugim planie bryluje matczyna Julianne Moore, Burt Reynolds jako reżyser z ambicjami (patrz: duże ego kontra rzeczywistość), dziwaczna Heather Graham jako Rollergirl, ale najlepszy z nich wszystkich jest Philip Seymour Hoffman. Jako manieryczny, gruby gej zakochany w bohaterze w każdej scenie przykuwa uwagę.
Postacie są doskonale napisane przez Andersona. Bo jak mówił Kurosawa: bez dobrego scenariusza nie zrobisz dobrego filmu, a tu scenariusz jest doskonały.



Doskonały portret lat 70. i 80. w Ameryce, kamera latająca za bohaterami, genialny klimat, który sprawia, że mówi się na ten film połączenie "Goodfellas" z "Pulp Fiction", świetna reżyseria i wielowątkowy scenariusz tworzą to arcydzieło. Piękne także jest to, że ten film nie jest tylko genialnie zrealizowany i pusty. Mamy tu przecież masę treści. Film o rodzinie, o starciu ego z rzeczywistością i o miłości do kina w czystej postaci. Błędów nie widać, jak z takim arcydziełem mamy do czynienia. Polecam.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Eddie Addams ma jedną, niezaprzeczalną zaletę: został niezwykle hojnie obdarzony przez naturę. Nie wie... czytaj więcej
Niech podniesie rękę chociaż jedna osoba, która nigdy w życiu nie oglądała filmu pornograficznego.... czytaj więcej
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych amerykański reżyser Paul Thomas Anderson podjął się nakręcenia... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones