Recenzja filmu

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (2017)
Rian Johnson
Waldemar Modestowicz
Mark Hamill
Carrie Fisher

U nas, w galaktyce, po staremu

"Ostatniego Jedi" trudno uznać za kamień milowy w historii rozrywki czy też zupełnie nową jakość w uniwersum Star Wars. Niemniej Disney obrał właściwy azymut. Pozostaje czekać na epickie
Po dwuletniej przerwie powracamy do odległej, i jakże bliskiej nam, galaktyki. Narracja rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z 7 epizodu. Rey poznaje wyalienowanego Skywalkera, rebelianci pod wodzą Lei prowadzą nierówną walkę z siłami Nowego Porządku, reprezentowanego przez tajemniczego Snoke`a i Kylo Rena. No przynajmniej tak to wygląda na wstępie, bo po kilkudziesięciu minutach zostajemy uraczeni fabularnymi fikołkami i przynajmniej jeden z nich był autentycznie zaskakujący. Gdzieś w tle głównych wątków mamy wzmianki o cierpieniu niewinnych, kwestię motywacji do walki o wolność i coś na kształt wątku miłosnego. W końcu poruszono kwestię Mocy. Bardzo interesująca jest interakcja między Kylo i Rey. Szkoda tylko, że niektóre dialogi są trochę zbyt…infantylne. Nie wiem czy to dobre słowo, w końcu producentem filmu jest Disney. Stary jestem, to się czepiam jak zgryźliwy tetryk.
 Ale skoro już zacząłem psioczyć, to zachodzę w głowę, dlaczego wetknięto przydługi i niezbyt istotny motyw Finna? Chyba inaczej można było zagospodarować tę postać. Z kolei przedstawiciele Zła, niestety, ale ponownie zostali potraktowani po macoszemu. Wiemy, że są okrutni i bezwzględni i… to tyle jeśli chodzi o głębię i psychologie postaci. Sytuację trochę ratują groteskowe sceny z ich udziałem.
Bezapelacyjnie najsilniejszą stroną nowej odsłony gwiezdnych wojen jest, nie kto inny, ale właśnie Luke Skywalker. Zgorzkniały i zrezygnowany mistrz jedi nie pojawia się przypadkiem. Jest istotny dla rozwoju wydarzeń, ale też dla fana sagi. Twórcy uderzają w nostalgiczne nuty, świadomi siły sentymentów. Bardzo słusznie zresztą. A nawiązań do oryginalnej trylogii jeszcze kilka tutaj mamy. W końcu jak się wzorować to na mistrzach, prawda młody padawanie? Film i tak kradną przeurocze stworki – porgi.
Czy film z takim budżetem i niebywałą otoczką może odstręczać widza oprawą audio-wizualną? Czysta retoryka. W tym miejscu nie popadałbym jednak w jakieś zachwyty. Może dlatego, że po graficznych wodotryskach w innych blockbusterach już dosłownie nic nie może olśnić na wielką skalę? No przynajmniej ja szczęki nie zbierałem po seansie.
Ponaddwuipółgodzinynny pobyt w kinie na całe szczęście nie oznaczał przykrego wyczekiwania na końcowe napisy. Film jest naładowany akcją i na pewno nie nuży. Jeśli miałbym coś z niego wyciąć, to sam początek. Taki sztampowy i wtórny. Właściwie niepotrzebny. Czasami wydawało mi się, że montażyści też się nie popisali. Dosłownie w kilku przypadkach "Ostatniego Jedi" trudno uznać za kamień milowy w historii rozrywki czy też zupełnie nową jakość w uniwersum Star Wars. Jednak to wciąż więcej niż "Przebudzenie mocy". A jakby tak scenarzyści dopracowali fabułę to byłbym zachwycony. Niemniej Disney obrał właściwy azymut. Pozostaje czekać na epickie zakończenie sagi.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeszcze 40 lat temu nikt by nie pomyślał, że saga "Gwiezdnych Wojen" może zdobyć tak wielką popularność.... czytaj więcej
Dla rzeszy wiernych fanów oryginalnych "Gwiezdnych wojen" pierwsza odsłona wyprodukowana pod szyldem... czytaj więcej
Jest w "Ostatnim Jedi" taka scena, w której Luke Skywalker (Mark Hamill) zwraca się do Rey (Daisy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones