Recenzja filmu

W księżycową jasną noc (1992)
Keith Gordon
Gary Sinise
Peter Berg

W słoneczne, jasne popołudnie

"W księżycową jasną noc" przedstawia historię szóstki młodych, amerykańskich żołnierzy, osadzoną w latach kończących II wojnę światową. Opowiada o próbie spoufalenia się przez nich, z przyjaźnie
"W księżycową jasną noc" przedstawia historię szóstki młodych, amerykańskich żołnierzy, osadzoną w latach kończących II wojnę światową. Opowiada o próbie spoufalenia się przez nich, z przyjaźnie nastawionym oponentem, podczas jednej ze zwiadowczych misji i o tragicznych, wynikłych z nieporozumienia, jej skutkach. Na początku czuje się zobowiązany napisać, iż podszedłem do tego filmu dosyć sceptycznie. Jest to bowiem ekranizacja jednej z moich ulubionych książek. Powieści ponadczasowej, traktującej o wielorakich wartościach, nie tylko tych stricte związanych z wojną. Zatem, przez cały czas trwania patrzyłem na obraz przez pewien pryzmat - nawet trochę wbrew woli. Mimo że próbowałem "oderwać się", potraktować "W jasną księżycową noc" zekranizowaną, jako coś zupełnie odmiennego, nie dałem rady. Niestety więc moja ocena nie będzie zupełnie niezależną. Nie obejdę się bez sporadycznych (w miarę możliwości przynajmniej) porównań do książki. Na pewno główny cel tego antywojennego filmu to przedstawienie oglądającym bezsensu, paradoksu wojny. To fakt, któremu nie sposób zaprzeczyć. Pełno w nim bowiem absurdalnych, zupełnie niepotrzebnych, często niewyobrażalnych zdarzeń. Gordon stara się pokazać swoim kameralnym i niezależnym obrazem, jak niszczący wpływ na człowieka ma wojna. Obywa się bez hollywoodzkości, zbędnego patosu, wyniosłości. I o ile to posunięcie można zaliczyć do trafionych, to jednak wydaje się ono jednym z niewielu. Reżyser zdecydowanie za bardzo koncentruje się na niezależności swojej produkcji, przez to odbiega od swego głównego zamierzenia, deklarowanego w scenach początkowych (monolog Willa Knotta). Zbyt małą uwagę skupia na pokazaniu refleksji, sfery emocjonalnej bohaterów. Książka Whartona pełna jest wartościowych rozmyślań Won't'a, nie tyle nad samą sytuacją, ale nad istnieniem. W filmie bohater grany przez Ethana Hawke jedynie sporadycznie zastanawia się nad swoją pozycją, a zdecydowanie częściej "działa". I pomimo że często mówi się, iż filmowi Gordona do kina dynamicznego daleko, to jednak zdecydowanie więcej w nim "akcji" aniżeli narracji, przesłania. Cóż, obrazowi nie można odmówić pewnego, swoistego klimatu. Klimatu charakterystycznego, wyróżniającego się. Mającego w sobie coś z atmosfery horroru (chociaż obraz sam w sobie bynajmniej do gatunku grozy się nie zalicza), pewnej tajemniczości, szaleństwa. Momentami przywołuje na myśl filmy znanego twórcę dreszczowców - Johna Carpentera. To zresztą jak najbardziej uzasadnione, bowiem Gordon, w przeszłości, jako aktor współpracował z wyżej wymienionym reżyserem. I o ile tenże, wyżej opisany klimat, da się zaakceptować, to jednak problem pojawia się w kwestii dźwięku, muzyki. Ta koliduje zupełnie z tym, co widzimy na ekranie. Cieszy fakt, że nie ma w niej ani krztyny pompatyczności, ale z kolei martwi jej nieefektowność. I też w tym przypadku, przychodzą na myśl kompozycje ze starych "klasyków" Carpentera. To dobrze, że Gordon znalazł sobie tak wytwornego idola, jednak o ile w filmach rzekomego "mistrza horroru" muzyka doskonale komponuje się z fabułą, o tyle w "W księżycową jasną noc", panuje zupełny dysonans. Jest bowiem znaczna różnica pomiędzy technologiami lat dziewięćdziesiątych i siedemdziesiątych. A korzystanie z archaicznych środków bynajmniej nie przynosi korzystnych rezultatów. Nie zachwyca aktorstwo, gorzej nawet - momentami odstrasza. Sztucznością wieje szczególnie od Grossa, wcielającego się w postać żydowskiego partyzanta - Stana Shutzera. Poziom trzymają właściwie tylko Hawke i Sinise, którym zresztą jako jedynym w późniejszych latach dziewięćdziesiątych udało się zabłysnąć w świecie Hollywood. Drażni pewna płytkość postaci, w książce przedstawionych o wiele bardziej intrygująco. Przeszkadza też pewna odmienność kulminacyjnej sytuacji, od tej książkowej. Jak sam tytuł wskazuje to najważniejsze wydarzenie, powinno odbywać się w nocy. Gordon jednak, z powodów nieznanych (podejrzewam jednak, iż z czystej niekompetencji), serwuje wszystko w popołudniowym świetle dnia. Być może to szczególik, ale ważny, bowiem przez niego, tytuł traci odniesienie. "W księżycową jasną noc" to dla mnie, wielkiego fana arcydzieła Whartona, spore rozczarowanie. Ekranizacja może nie jest kompletnie nieudana, ale na pewno poniżej oczekiwań. Niedoświadczonemu reżyserowi zabrakło umiejętności na trafne zekranizowanie tej wielowarstwowej, uniwersalnej powieści. W efekcie dostaliśmy osobliwy film wojenny, posiadający kilka zalet, pewną suwerenność, jednak bardzo słaby od strony technicznej. Pozostaje mi polecić jedynie zagorzałym fanom kina wojennego, niezapoznanym z książką.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones