Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

To chyba moment dobry jak każdy inny, bym podzielił się z Wami swoją miłością do "Ognistego podmuchu" z 1991 roku – hollywoodzkiej symfonii zniszczenia pod batutą maestro Rona Howarda. To opowieść o strażakach z Chicago, którzy najpierw ratują życie, a później zadają pytania – z rzadka natury egzystencjalnej, częściej o najtańsze piwo w mieście. Płomienie wciąż najlepsze na rynku, choć minęło ponad trzydzieści lat, seks na wozie strażackim bawi jak bawił, przesłanie o przyjaciołach poznawanych w biedzie (czytaj: w eksplodującej fabryce chemikaliów) krzepi jak krzepiło. Jest nawet Robert De Niro w stylizacji a'la porucznik Colombo i ze spalonymi na wiór plecami. Polecam wszystkim, od lat pięciu do stu pięciu. 

"Black Flies" nie jest filmem o strażakach, tylko o ratownikach medycznych, lecz działa na podobnym, fabularnym "silniku" (nie mylić z poetyką, o czym później): oto stary wiarus musztruje nieopierzonego młodzika, a techniczna edukacja jednego jest zarazem moralną reedukacją drugiego. Tym, co odróżnia jednak arcydzieło od arcyknota, jest gruba warstwa nihilizmu (pomijając takie drobnostki, jak aktorstwo, inscenizacja, scenariusz i reszta filmowego elementarza). A uwierzcie, że nie ma jaskrawszego symbolu nihilizmu niż Sean Penn w kapturze nasuniętym na czoło i z wykałaczką między zębami.



Bohater Penna wszystko już widział, więc w Boga nie wierzy. I wszędzie już był, więc nic go nie zaskakuje. Zostało mu jedynie patrolowanie piekła, czyli Brooklynu – w obiektywie Davida Ungaro dzielnica jest tonącym w deszczu, betonowym labiryntem, po którym spacerują wszyscy święci Nowego Hollywood z Paulem Schraderem na czele. Jego młody partner (Tye Sheridan) też jest uszyty nićmi, które nadają się do cumowania statków, lecz za skupionym obliczem aktora przynajmniej tli się coś w rodzaju myśli – nawet jeśli jest to myśl o fajrancie. Po wstępnych oględzinach nie stwierdziłem konfliktu. Co prawda francuski reżyser Jean-Stephane Sauvaire tłucze nas w głowę "Etyką dla opornych", lecz po kilku pierwszych ciosach będziecie znieczuleni. Prawdę mówiąc, nie stwierdziłem też obecności fabuły, bohaterowie po prostu siedzą na tyłkach, a potem odpowiadają na kolejne wezwania. Jest ich w filmie kilkanaście. Mogło być kilka. Albo kilkaset. 

Najlepszą sceną jest prolog. Jesteśmy w karetce, siedzimy twarzą w twarz z żółtodziobem, do środka wsączają się odgłosy miasta, syreny alarmowe, krzyki przechodniów. Eskalacja dźwięków w końcu prowadzi do wybuchu – drzwi samochodu otwierają się z hukiem, a bohater wskakuje w sam środek walki o kolejne życie. Lecz to, co robi wrażenie za pierwszym razem, błyskawicznie staje się przykrą filmową rutyną. Jasne, pewnie taki był cel, w końcu to opowieść o rutynie, która pozwala przesuwać linię frontu i przegnać wewnętrzne demony. Nie czyni to jednak z "Black Flies" ciekawszego filmu. Inaczej niż w "Ciemnej stronie miasta" Martin Scorsese, w którym śmiertelnie zmęczony Nicolas Cage staczał się w obłęd z powodu serii zgonów na swojej warcie, bohaterowie Sauvaire'a mają niezłe statystki. A im bardziej przypominają współczesnych kowbojów (czy tam anioły, cokolwiek, główny bohater nosi kurtkę z anielskimi skrzydłami), tym większą zagadką staje się ton całego filmu. Z frazesów o rynsztoku miasta, niewdzięczności jego mieszkańców i egzystencjalnej matni wyłania się wizja zawodu uprawianego przez życiowych kaskaderów, neurotycznych mizantropów oraz bohaterów Raymonda Chandlera. Cokolwiek powiesz, Holiłudzie, cokolwiek powiesz.

Wybaczcie, jeśli zbyt mocno tłukę w bębenek ironii. Chciałem tylko powiedzieć, że nie jest to najlepsze kino. Być może spodoba się tym, którzy twierdzą, że praca filmowca i ratownika medycznego wiąże się z podobną społeczną odpowiedzialnością.

Moja ocena:
4
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje