Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Po trwającej blisko dekadę modzie na chropowaty realizm i powagę kino szpiegowskie wraca do korzeni. Bronią ekranowych agentów – prócz twardych pięści i nabitych pistoletów – znów są humor, ironia i podszyty elegancją wdzięk. Po twórcach "Kingsman" ukłon w kierunku tradycji zrobił Guy Ritchie. Jego "Kryptonim U.N.C.L.E." to "Bond" z Rogerem Moore'em nakręcony w XXI wieku – pastisz rozkoszujący się estetyką retro i jedno wielkie mrugnięcie okiem do fanów gatunku.



Film jest adaptacją telewizyjnego szlagieru emitowanego w USA latach 1964-1968. Reżyser "Porachunków" nie poszedł tą samą drogą co twórcy pokrewnej serii "Mission: Impossible" i zrezygnował z uwspółcześnienia intrygi. Akcja "Kryptonimu" rozgrywa się więc u szczytu zimnej wojny, a bohaterami są zwaśnieni agenci CIA i KGB.  Napoleon Solo i Ilja Kuriakin muszą zewrzeć szeregi, aby ocalić świat przed atomową zagładą z rąk pogrobowców nazistów. Nim w ogniu z wrogich karabinów wykuje się obopólny szacunek, panowie wezmą udział w kilku brutalnych potyczkach, zaliczą niejeden ekscytujący słowny ping-pong, a w wolnym czasie zawrócą w głowach pięknościom rodem z żurnala. Przy okazji dowiodą, że nawet gdy trzeba sforsować mur berliński albo dostać się na bankiet bez zaproszenia, należy zrobić to z gracją.



Ritchie czerpie niewyobrażalną przyjemność z rekonstruowania na ekranie minionej epoki. Dekoracje, kostiumy, fryzury, makijaż, ba!, nawet dodatki w postaci okularów przeciwsłonecznych czy kolczyków – wszystko jest tu najlepszego sortu, dobrane tak gustownie, jakby konsultantem na planie był Tom Ford. Pieczołowita stylizacja doprawiona jest zgrywą z obyczajowości i realiów politycznych lat 60.: rewolucji seksualnej, emancypacji kobiet oraz rywalizacji między USA i ZSRR. Świetne są też momenty, w których reżyser bawi się ikonografią gatunku. Jak wtedy, gdy bohaterowie sięgają po kolejne coraz bardziej wymyślne (a przy tym nie zawsze sprawne) gadżety szpiegowskie i próbują  dowieść, które służby zatrudniają zdolniejszych inżynierów. 



Pomijając wypadek przy pracy, jakim było zaproszenie Madonny na "Rejs w nieznane", Ritchie zawsze miał nosa do aktorów. To w jego filmach zaczynali Jason Statham i Vinnie Jones, a Brad Pitt i Robert Downey Jr zaliczyli jedne z lepszych występów w karierze. Podczas realizacji "Kryptonimu U.N.C.L.E." szósty zmysł kolejny raz nie zawiódł Brytyjczyka. Henry Cavill i Armie Hammer  tworzą barwny i świetnie skontrastowany duet asów wywiadu. Pierwszy jest zuchwałym bawidamkiem, któremu nigdy nie brakuje ciętej riposty. Drugi wydaje się skrzyżowaniem Ivana Drago z prostym rzezimieszkiem, ale to tylko kamuflaż. Panom dzielnie sekundują Alicia Vikander i Elizabeth Debicki – obie uwodzicielskie, wyzwolone i charakterne. Uważni widzowie mogą poszukać na ekranie znanego piłkarza w epizodycznej roli. Ostrzegam, za sprawą speców od charakteryzacji nie będzie to łatwe zadanie!

Ritchie tradycyjnie kombinuje montażem i chronologią. Sięga m.in. po patent znany z "Sherlocka Holmesa": najpierw rzuca widownię w sam środek ekscytującej akcji, a dopiero potem krok po kroku wyjaśnia, jak do niej doszło. Narracyjne zawijasy nie są, niestety, w stanie odwrócić  uwagi od słabości scenariusza. Wątpliwości budzi przede wszystkim środkowy akt, w którym wyraźnie siada tempo. Aktorstwo i dialogi są jednak na najwyższym poziomie, a oprawa audiowizualna pieści oczy i uszy. To wystarczy, by wybaczyć reżyserowi fabularną zadyszkę i dotrwać do wybuchowego finału.


Moja ocena:
7
Łukasz Muszyński
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje