Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Pieprzyć Mickiewicza! Pieprzyć Norwida. Pieprzyć Orzeszkową, powieść epistolarną i "Dzieci z BulerbynPieprzyć zdrowy rozsądek, logikę przyczynowo-skutkową i cały świat za oknem. A najlepiej to pieprzyć wszystko, z czego da się ulepić wciągającą opowieść. "Miłość to tęsknota nie za tym, co jest, lecz za tym, co mogłoby być" – powtarzają uczniowie ekranowego liceum, jakby w nabazgranej na kartce z zeszytu maksymie było coś wartego uwznioślenia. Skoro tak, to muszę szczerze kochać polskie kino.  



Zaczyna się od wideoklipu, no bo wiadomo – jak nastolatki, to graffiti, deska i fotogeniczny "luzRel. Piękne, uśmiechnięte, paradujące w nowiutkich ciuchach dzieciaki, których scenarzyści próbują ufryzować na "trudną młodzież", przypominają raczej bezstresowo wychowane miśki. W klasie nie zakładają sobie na głowę śmietników, nie żonglują "kurwami" i "chujami" i nie dokumentują swoich popisów na potrzeby mediów społecznościowych, tylko rzucają papierkami i krzyczą "juhuW pokoju nauczycielskim stypa, pedagogowie z twarzami skrytymi w dłoniach, co to będzie, co to będzie. Tylko nowy polonista, Jan Sienkiewicz (Dawid Ogrodnik), w skórzanej kurtce, lenonkach i z sarmacką czupryną, nie traci rezonu i bierze te hardkorowo krejzolskie dzieciaki pod swoje skrzydła. Oczywiście – pisarz. Oczywiście – niepokorny. Oczywiście – umie rapować. Chwila, chwila… Co? 



"Zaraz usłyszysz prawdę oczywistą, nie stawaj do rapowego starcia z polonistą" – nawija pan Jan (cytuję z pamięci, o ile to coś zmienia). Nie wiem, czy to jakaś próba zdyskontowania popularności hip-hopu, czy nieudane umizgi do komedii, ale pewnie jedno i drugie, skoro w całym filmie widać podobną strategię artystyczną. Filmowa szkoła to zwykle obietnica intrygującej panoramy charakterów i wrażliwości, zapalnik opowieści o jakimś zderzeniu światów – dorosłych i dzieciaków, rutyny i spontaniczności, cynizmu i naiwności. W filmie Sary Bustamante-Drozdek i Kacpra Szymańskiego liczy się jednak wyłącznie to, co na powierzchni gatunku oraz socjologicznej diagnozy. Jak na kino inicjacyjne, za dużo tu intelektualnych skrótów i emocjonalnych uproszczeń. Jak na komedię – zbyt mało żartów, które prowokowałyby coś więcej niż bezbrzeżny wstyd. Opowieść o młodych umysłach w stanie ciągłej gorączki sprowadza się do kilku okrągłych zdań o miłości. Jakby powtarzanie ich do znudzenia miało podkreślić ich znaczenie, a nie pozbawić jakiejkolwiek wagi. Weryzm, weryzm, weryzm, Wersow. 



Rozbujany, nadekspresyjny Ogrodnik gra w swojej wersji "Rocky Horror Picture ShowTo aktorstwo przypominające ciągłą psychomachię, jakby facet zmagał się z podszeptami obcej siły, a "demony przeszłości" egzorcyzmował w czasie rzeczywistym. Debiutujące na ekranie dzieciaki – zwłaszcza Hugo Tarres i Wiktoria Koprowska – są naturalne i dużo lepsze, chociaż materiału, z którym muszą się zmagać, trudno im zazdrościć. Większość bohaterów opisano jedną cechą charakteru, w zgodzie z radziecką metodą typażu: tu klasowy klaun, tam zahukana dziewczyna z przeszłością, a za rogiem samiec omega. W czym tkwi fenomen Sienkiewicza jako nauczyciela? Nie wiadomo, bo w filmie nie ma ani jednej sceny, która pokazywałaby jego ponadprzeciętne pedagogiczne umiejętności. Jak domowa sytuacja dzieciaków wpływa na ich szkolne życie? Możemy się tylko domyślać, skoro tę sferę całkowicie wyrugowano z historii. Dla reżyserki ważniejsze jest pozłotko: zastępca dyrektora ze śmieszną grzywką (co za zwiariowany wariat!), wwiercająca się w korę mózgową "luźna gadka" oraz gangster, który, nie widzieć czemu, uwziął się na bandę licealistów. Ździebko to niepoważne. 

Po szkolnych korytarzach niosą się echa lepszych filmów – "Młodych gniewnych", "Klubu winowajców" czy nawet niemieckiej "Szkolnej imprezki" (oryginalny tytuł "Fack ju Gothe"), której film Bustamante-Drozdek jest luźną przeróbką (ok, tam też twórcy pukają w dno od spodu, ale przynajmniej widać jakieś ambicje). W myśl zasady dziesięć plusów daje minus całość przypomina co najwyżej piekielną odwrotność "Sposobu na Alcybiadesa" Niziurskiego, w którym centralną kategorią estetyczną i fabularną był tzw. dryf. Tym, którzy nie uważali w szkole, przypomnę, że dryf to luźna narracja na tematy ważne i błahe. Czasem słodka, czasem gorzka, lecz zawsze wciągająca, oparta na przeświadczeniu, że nawet nauka może być całkiem niezłą zabawą. Twórcy filmu ewidentnie przegapili te lekcję. Lol. 

Moja ocena:
3
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje