Recenzja filmu

Barbie (2023)
Greta Gerwig
Agnieszka Matysiak
Margot Robbie
Ryan Gosling

Plastic is (not) fantastic?

Barbie mnie oszukała. Po duecie Gerwig i Baumbach – i zapowiedziach ich dzieła – spodziewałem się wielu rzeczy: porządnego, ale nienachalnego feminizmu, lekkości i, przede wszystkim, dziesiątek
Barbie mnie oszukała. Po duecie Gerwig i Baumbach – i zapowiedziach ich dzieła – spodziewałem się wielu rzeczy: porządnego, ale nienachalnego feminizmu, lekkości i, przede wszystkim, dziesiątek ton wściekłego różu. Nie byłem gotowy jednak na upchnięcie w ten pozorny, plastikowy świat heglowskiej dialektyki czy (być może trop nietrafiony) campbellowego monomitu. I wiem, że doszukiwanie się takich motywów w pozornie niefrasobliwym dziele poświęconym dziecięcej lalce wpycha mnie w okropną pretensjonalność i kicz. Trudno jednak od nich uciec w rzeczywistości złożonej z różowych, plastikowych osiedli. Tym bardziej, że nawet tytułowej Barbie, gdzieś na początku swojej drogi, w środku magicznej potańcówki, zdarza się myśleć o śmierci.



Barbie (Margot Robbie) z początku żyje swoim idealnym życiem w Barbielandzie, czyli świecie położonym gdzieś obok naszego (skojarzenia z "LEGO Przygoda" jak najbardziej na miejscu). Do czasu, gdy… przestaje być idealnie. W bohaterce zaczynają kiełkować dotychczas obce, nieprzyjemne myśli, a na nieskazitelnej dotąd skórze pojawia się celulit. Dowiaduje się, że musi wyruszyć w podróż, by odnaleźć osobę, która nią – jako lalką – się bawi. Opuszcza więc Barbieland będący miejscem jakby wprost wyciągnięte z dziecięcego imaginarium. I to nie tylko za sprawą kapitalnej, plastikowej scenografii. Ale i prostych rozwiązań, gdzie to postacie tylko imitują wykonywanie jakichś czynności. Jak to w zabawie lalkami – resztę musi dopowiedzieć wyobraźnia. 

Zejdźmy jednak na ziemię. Tak jak Barbie, która wyrusza z Kenem (Ryan Gosling) – bezpośrednio według campbellowego wzorca – do innego świata, by powrócić i odnaleźć zrozumienie. Tam – w świecie ludzi – ściera się z antytezą Barbielandu. Bo w Barbielandzie Keny (Keni?) są ozdobnikami, wszystkie istotne funkcje zajmują Barbie, a każda z nich jest inspiracją dla jakiejś małej dziewczynki. Poznaje też patriarchat i dowiaduje się, że jej idealna postać wcale dziewczynkom nie pomaga – a wręcz potrafi niektóre z nich wpędzić w kompleksy dotyczące wyglądu. I tak, poprzez płacz, dysonans ale i samoświadomy humor – rodzić się będzie synteza. Jednak i tu Barbie was oszuka. Nie dajcie się zwieść tytułowi, bo także Ken otrzyma tu swój czas i swoją naukę.


"Barbie" budzi we mnie skojarzenia z niedawnym "Wszystko wszędzie naraz". Przede wszystkim w postaci poważnego-niepoważnego świata, gdzie to autorzy nie boją się pożenić ze sobą tonów niskich z wysokimi. Absurdalnego, samoświadomego humoru – z mówieniem na serio o ludzkich rozterkach i nieraz o egzystencjalnych problemach. Rozrywki – z przekazem. Plastik słabo jednak wytrzymuje ciężar. I mam wrażenie, że ciężaru autorskich zamiarów w tym wydaniu nie zniósł. Przez to końcówka nie oddziałuje na mnie ostatecznie tak, jak powinna. Bo sama opowieść ulatuje ginie gdzieś pod ogromem słów i Przekazu (z czym to borykało się też "Wszystko wszędzie naraz").

Choć więc Barbie mnie oszukała, to rad jestem z tego oszustwa. Częściowo. Bo powstała w tym brokacie synteza poruszanych w "Barbie" problemów – czyli równości, relacji, kobiecości, męskości – potrafi koniec końców prezentować się z toporną gracją plastikowej lalki. Ocena: Ken on ten.  Mimo wszystko.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeśli myślicie, że z Barbie nie da się zrobić dobrego filmu, macie do nadrobienia jakieś trzydzieści... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones