Recenzja filmu

Bezdomni (1931)
Nikołaj Ekk
Mikhail Zharov
Mikhail Dzhagofarov

Poemat pedagogiczny

Rosyjska wojna domowa, będąca rezultatem zwycięstwa rewolucji październikowej, okropnie sponiewierała dotychczasowe imperium. Szczególnie tragicznie odznaczyła się ona na życiu najmniej
Rosyjska wojna domowa, będąca rezultatem zwycięstwa rewolucji październikowej, okropnie sponiewierała dotychczasowe imperium. Szczególnie tragicznie odznaczyła się ona na życiu najmniej zainteresowanych wojenkami dorosłych – dzieci. Po wojnie liczba tzw. biesprizornych, czyli dzieci ulicy, była na tyle duża (od 4 do 7 mln) i na tyle niebezpieczna, że bolszewicy postanowili zorganizować specjalne komuny (domy dziecka nie sprawdzały się – uciekano z nich na masową skalę), gdzie można byłoby zająć młodych ludzi pracą. Przewodniczącym jednej z komisji, zajmującej się bezdomnymi dziećmi został Feliks Dzierżyński. Jemu też dedykowany jest film "Bezdomni" w reżyserii Nikołaja Ekka. Z dzisiejszej perspektywy, nazywanie przez filmowców Krwawego Feliksa (czy jak kto woli: Czerwonego Kata) "największym przyjacielem dzieci" zakrawa na makabryczny żart; przecież jego decyzje uśmierciły tysiące ludzi, czym sam przyczynił się do sieroctwa. Bardziej na miejscu byłoby przywołanie w tym kontekście postaci Antona Makarenki, rosyjskiego pedagoga, autora "Poematu pedagogicznego", w którym opisuje on swoje doświadczenia w edukacji młodzieży. No cóż – jaki system, tacy idole.

"Bezdomni" opowiadają historię grupki besprizornych, którzy na zlecenie lokalnego bossa Żygana (Mikhail Zharov) okradają przechodniów. Podczas jednej z akcji rabunkowych zostaje nieumyślnie zabita matka Nikołaja Riebriowa (Mikhail Dzhagofarov). Jego zrozpaczony po śmierci żony ojciec (Vladimir Vesnovsky), zaczyna pić i w przypływie alkoholowej werwy znęca się nad synem. Nikołaj postanawia uciec z domu, i tym samym staje się kolejnym dzieckiem ulicy. Jednak w wyniku działań władzy, trafia on z innymi biesprizornymi do komuny, powstałej w byłej cerkwi. Opiekę nad chłopcami sprawia Nikołaj Siergiejew (Nikolai Batalov), który podchodzi do dzieciaków ze zrozumieniem (złośliwy nazwałby to bezstresowym wychowaniem) i organizuje im prace stolarskie, szewskie, a także budowę linii kolejowej. W młodych odzywają się jednak tęsknoty za "beztroskim" życiem na ulicy, które są podsycane przez dawnych "pracodawców".

Film Ekka nie grzeszy spójnością – rozpada się na kilkanaście scen, które prezentują stopniowy proces przemiany chłopców z brudnych bumelantów w świadomych obywateli socjalizmu. Amplituda nastrojowości tych scen: od niemalże slapstickowej komedii do pełnego patosu kina społecznego wydaje się niezamierzonym rozwiązaniem. Jej źródła należałoby szukać w zastosowaniu po raz pierwszy w radzieckiej kinematografii dźwięku. Udało się to, dzięki skonstruowanemu przez Pawła Tagera systemowi tagefon. Wydaje się, że twórcy chcieli zaprezentować całą gamę dźwięków (od subtelnych odgłosów przyrody poprzez śpiew po nieznośnie hałaśliwy jazgot), stąd też brak jednoznacznej stylistyki i ciągłości między scenami, co podkreślają plansze z napisami, spełniające, jak w filmie niemym, rolę łącznika. Do tego należałoby dodać jeszcze przypominającą wykład klamrę rozpoczynająca i kończąca film.

Niezależnie od filmowej niekoherencji film stał się międzynarodowym przebojem, nagrodzonym zresztą na Festiwalu w Wenecji. Duża w tym zasługa bohatera zbiorowego: chłopcy zostali przedstawieni z niezwykłą sympatią, jakby ich dawne uczynki zostały zapomniane. Chociaż ich obraz nie jest bez skazy, to widz podchodzi do nich z wyrozumiałością. Szczególnymi względami cieszy się Mustafa (Yvan Kyrlya), którego prymitywność obycia i specyficzne podejście do "administracyjnej" moralności ("Zręczność rąk, a nie kradzież!"), nie stawała w sprzeczności z przestrzeganiem własnego kodeksu etycznego, który, prawdę powiedziawszy, niewiele odbiegał od tego społecznie unormowanego.

Odpuszczenie grzechów przez filmowych decydentów przełożyło się też na swojego rodzaju abolicję twórców w stosunku do wątku oprawcy matki Riebriowa. Autorzy filmu nie zdecydowali się na jego kontynuację. A mógłby on ciekawie rozwinąć konflikt wewnątrz grupy biesprizornych. Przecież Riebriow stał się częścią środowiska, do którego nigdy by nie trafił, gdyby nie tragiczna śmierć matki. Z drugiej zaś strony, nawet jeśli zdecydowano by się na rozwinięcie wątku zabójstwa w tym kierunku, to jego finał mógłby zaszkodzić filmowi. Znając sowiecką poetykę, pewnie stałby się pełnym patosu podaniem znaku pokoju w imię wspólnej pracy na rzecz socjalistycznej Rodiny. Ba! Można nawet podejrzewać, że ojciec Riebriowa usynowiłby nieletniego mordercę swojej żony. Okazuje się więc, że pójście w tym przypadku na łatwiznę  mogło wyjść filmowi na dobre.

"Bezdomni" to film o młodych gniewnych, którym podano pomocną dłoń. Mimo formalnych niedoskonałości dostajemy ciekawą historię z wariantem wychowawczym, polegającym nie na represji, a na dawaniu szansy. Ale oprócz tego, film stawia niezwykle ostrą tezę – to dorośli (rodzice, bliscy, wychowawcy, administracja) są odpowiedzialni za tragiczny los najmłodszych. Minęło ponad 80 lat od premiery filmu, zmienił się system, a teza filmu nadal jest aktualna. Niestety.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones