Iran dla Europy

Dystrybutor powinien zagrać va banque i zafundować filmowi Farhadiego promocję godną hollywoodzkiej superprodukcji. To chyba najlepsza okazja, by wypromować na nieżyczliwym arthouse'owi terenie
Dystrybutor powinien zagrać va banque i zafundować filmowi Farhadiego promocję godną hollywoodzkiej superprodukcji. To chyba najlepsza okazja, by wypromować na nieżyczliwym arthouse'owi terenie kino irańskie. Malkontenci, którzy chcieli wyprowadzić ascetyczne fabuły z pustkowi oraz unieważnić ekranowe śluby milczenia, będą zadowoleni. W filmie mówi (a także krzyczy i szepcze) się sporo, zaś miejsce akcji zrywa z estetycznym stereotypem. W pakiecie dostajemy tajemnicę przez wielkie T i atmosferę tak gęstą, że można ją zbierać do szklanki.

Liberalni panowie i wyzwolone panie mają bal. Bogate towarzystwo spotyka się w domku letniskowym, położonym przy spienionych wodach Morza Kaspijskiego. Znajomi chcą osuszyć łzy rozwiedzionego Ahmeda, mieszkającego na stałe w Niemczech, w czym pomóc ma piękna i niezamężna Elly. Żartują, bawią się, odbijają piłeczkę w słownych pojedynkach, słowem – realizują projekcję "nowoczesnego Iranu" w perspektywie Zachodu. Do czasu. Tajemnicze zniknięcie Elly, będące następstwem groźnego wypadku, wyciąga z nich to, co najgorsze. Skonfrontowani z zagadką, której rozwiązanie wymaga natychmiastowych i konkretnych działań, grzęzną w pajęczynie oszczerstw, podejrzeń i obelg. Automatycznie powracają na patriarchalną drabinę bytów.

Na poziomie gatunkowym to mariaż w stylu "Przygody" Antonioniego (skąd pożyczono fabularny "zapalnik") z łagodnym thrillerem. Pytanie, sponsorujące tę konwencję, dotyczy przebiegu tajemniczego zniknięcia. Na ową matrycę zostaje nałożona kolejna – dramatu psychologicznego. Problematyka filmu jest zuniwersalizowana na potrzeby masowej publiczności, a z wyreżyserowanych z nerwem mikro-scenek układa się studium relacji władzy-poddaństwa między jednostką a grupą. Nad utworem unosi się jeszcze jeden znak zapytania, być może najważniejszy, zawarty w tytule. To pytanie nie jest skierowane do bohaterów filmu, lecz do widza, dotyczy jego skłonności do banalizowania odmiennych kodów kulturowych. Odpowiedź nie może być prosta, bo i sytuacja kobiet w Iranie prosta nie jest. Wybitny irański dokumentalista, Mehid Naderi, zwraca uwagę na zasadniczą dychotomię w pojęciu "patriarchatu": "Mówimy o władzy mężczyzn nad kobietami, ale równolegle istnieje coś, co nazywamy władzą ojców, autorytet, który kształtuje pewną hierarchię – po linii męskiej. I tak rozumiany patriarchat nie ma nic wspólnego ani z islamem, ani z europejskim postrzeganiem patriarchatu, ma bowiem przedislamskie korzenie. Nie ogranicza kobiet. Z tego powodu trudno mówić o patriarchacie w Iranie, nakładając nań europejską, czy amerykańską perspektywę". 

Zestrajając owe trzy sfery narracyjne w jednej historii, Farhadi triumfował w dwójnasób. Nie tylko pokazał, że w obrębie każdej kinematografii można pogodzić formułę kina gatunków z artystycznym namysłem (wskazówka dla wszystkich, którzy w trosce o polskie kino tak bardzo chcieliby te dwie sprawy oddzielić). W jego inteligentnej pochwale kulturowego relatywizmu czuć szczerą wiarę w sens humanistycznego przysłowia, by nie mierzyć ludzi własną miarą.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones